piątek, 30 listopada 2012

Jeden

Każdy chce zdobyć wewnętrzną siłę, która broniłaby nas przed otaczającym złem. Chcielibyśmy być odporni na to, co się dzieje i niczym się nie przejmować. Nie dziwmy się zresztą temu, że chcielibyśmy czerpać z życia jak najwięcej radości. W końcu otaczający nas świat jest niezwykle piękny i tylko od nas zależy czy uda nam się dostrzec jego czas. Często podróżujemy do różnych państw, by znaleźć swoje miejsce, w którym czulibyśmy się naprawdę szczęśliwi i, które byłoby naszym prawdziwym domem. Czasem tylko powstaje w nas jakaś wewnętrzna blokada, a może to strach przed czymś nowym. Tkwimy przez to w miejscu, akceptując z czasem swoje położenie. Fakt, że w naszym życiu nie dzieje się zupełnie nic a przynajmniej my nie ma my na nic wpływu. Nie liczy się już fakt, że nasz ukochany odnosi coraz większe sukcesy i jest naprawdę spełniony kiedy nie ma tam nas. Stoimy obok, przypatrując się obojętnie temu co się dzieje. Przestajemy istnieć. I tylko kwestią czasu jest to, kiedy znikniemy całkowicie nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Zupełnie tak, jak gdyby w ogóle nas nie było.
Uśmiecham się pod nosem, widząc brunetkę wychodzącą z hotelu. Wyraźnie zdenerwowana, zapinając swój brązowy sweter, kieruje się szybkim krokiem w stronę jednego z pobliskich klubów. W ciągu ostatnich dni to tam szukała spokoju i rozwiązania swoich problemów. Czy znalazła tego nie wiem, choć mało mnie to interesuje. Paryż jak wiadomo jest miastem miłości. Każdy zawsze to powtarza a zakochani przybywają aby naprawić swoje związki, czy też utrwalić łączące ich uczucie. Jak, gdyby to miejsce miało być gwarancją ich szczęścia. Nic bardziej nie śmieszy mnie od ich głupoty. Naprawdę, nie mogę powstrzymać śmiechu, mijając jakąś zakochaną parką szepczącą sobie słodkie słówka do ucha. Ciekawa jestem czy te dziewczyny byłyby takie rozanielone, gdyby wiedziały, gdzie ich ukochani znikają wieczorami. Oczywiście świeże bułeczki serwowane do łóżka skutecznie maskują ich nocne ekscesy. Oni byli jednak inni. Szczególnie on, choć na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym szczególnym. Mężczyzna jakich wielu, znalazłby się nawet niejeden przystojniejszy i lepiej ubrany. On jednak ma w sobie to coś. Nie pozwala o sobie zapomnieć i, choć tak bardzo się staram, wciąż przed oczami widzę jego zielone oczy i zapierające dech w piersiach kości policzkowe. Ona, natomiast to zwykła szara myszka, dziewczyna z sąsiedztwa. Będąca rysą na jego idealnym wizerunku i wyglądzie. Zdecydowanie do niego nie pasuje i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Jej miejsce jest przy zwykłym pracowniku fabryki czy innego przedsiębiorstwa, przynoszącym regularnie co miesiąc wypłatę będącą źródłem utrzymania rodziny. Resztkami sił powstrzymuje się od śmiechu, wyobrażając ją sobie zmywającą naczynia, do czego zresztą się urodziła. Wątpię, bowiem aby nadawała się do bardziej ambitnych czynności. Nie spuszczając jej z wzroku, idę dość spory kawałek za nią aby czasami nie zwrócić jej uwagi. Zbyt długo przygotowywałam swój plan aby teraz go zniszczyć przez własną głupotę. Uśmiecham się pod nosem, gdy skręca szybko w jedną z wąskich uliczek. Tak jak myślałam wszystko idzie po mojej myśli. Naciągając na głowę kaptur i zapinając pod samą szyję czarną bluzę, kieruje się za nią nieco przyspieszając. Chcę wszystko widzieć jak najlepiej. Nie mogę przecież pozwolić aby ominęło mnie takie przedstawienie. Zaczynam nudzić pod nosem jedną z ulubionych piosenek, zwracając przy tym jej uwagę. Moja obecność widocznie ją denerwuje. Zapewne, czuje się zagrożona, przyspieszając nieco kroku. Kto by pomyślał, że tak łatwo ją wystraszyć. Uśmiecham się szeroko, nie pozwalając przy tym zwiększyć dzielącego nas dystansu. Zaczynają mnie wręcz śmieszyć jej próby ucieczki. Rzuca się niczym mała, biedna sarenka złapana przez leśniczego, która próbuje jeszcze resztkami sił wyrwać się z matni. Tylko tym razem nie będzie happy endu. To nie bajka o kopciuszku. Nie przyjedzie książę na białym koniu i nie uratuje przed złą macochą. Dziewczyna niemal w biegu, skręca w lewo chcąc się wydostać na ulicę. Tam, gdzie prawdopodobnie starałaby się wtopić w tłum i, gdzie czuła się bezpiecznie. Tylko tuż przed wyjściem na nią stoi już czarny bus, całkowicie zagradzając jej przejście. Chce się wycofać jednak widząc mnie, staje po środku zupełnie sparaliżowana i niemal trzęsąc się z przerażenia. Kręcę głową, opierając się o ścianę jakiegoś starego i opuszczonego magazynu. Dreszcz podniecenia przechodzi po całym moim ciele, gdy dwóch ubranych na czarno mężczyzn wychodzi z samochodu. Uśmiechają się szeroko, machając do mnie ręką i pozwalając podejść mi bliżej. Nie planowałam tego, ale dlaczego miałabym odmówić, skoro dają mi szansę na lepszy widok. W końcowym efekcie staje tuż przy jednym z nich, gdy ten drugi chwyta dziewczynę, wyginając jej ramiona do tyłu. Trzymając je mocno tuż za jej plecami, pozwala swojemu koledze na pełnienie powinności. Ja, tymczasem siadam na masce busa, przypatrując się uważnie jak moi koledzy zajmują się tą małą i bezbronną brunetką. Jej oczy powiększają do niewyobrażalnych wymiarów i pewnie zaczęłaby krzyczeć, gdyby nie kawałek szmaty, który sama, im podrzucam aby zatkali jej usta. Nikt z nas nie chce aby narobiła nam zbędnych problemów. Powinna się cieszyć, że jesteśmy dla niej tak dobrzy. Z spokojem pozwalam się chłopcom nieco pobawić. W końcu nie codziennie mogą zabawić się w ramach pracy z dziewczyną i to dość ładną, jeśli wziąć pod uwagę okoliczności. Nie reaguje, więc, gdy nieco przeciągają i zamiast swoją pracą zajmują się zdzieraniem z niej ubrań. Niech i oni nieco na tym skorzystają. Bezgranicznie, im ufam i wiem, że obaj znają granice i wiedzą, kiedy zakończyć. Dlatego też w czasie, kiedy oni korzystają z okazji, ja wykonuje kilka telefonów aby sprawdzić czy wszystko jest już załatwione. Dopiero po zakończeni ostatniej rozmowy, podchodzę do nich, przyglądając się nieco dokładniej tej dziewczynie. Biedna, pewnie nawet nie wie dlaczego ją to spotyka. Uśmiecham się pod nosem, kiedy jeden z moich towarzyszy wciska mi w rękę nóż z pięknym i dużym ostrzem. Widząc przerażenie malujące się w jej oczach, wybucham śmiechem, przykładając jej ostrze noża do policzka. Zagryzając dolną wargę dociskam je mocno do skóry, przeciągając niemal od ucha do kącika ust. Tworząc tym samum długą i głęboką ranę, z której szybko zaczyna wypływać krew. Jej zapach wywołuje u mnie szereg przyjemnych dreszczy. Ponieca i ekscytuje, wprowadzając w niesamowity stan upojenia.
-Widzisz, nic do ciebie nie mam, ale stoisz na drodze do mojego celu. Może gdybyś siedziała grzecznie w domu przy garach, zamiast mierzyć zbyt wysoko i pchać się tam, gdzie nie pasujesz, nie doszłoby do tego.
Uśmiecham się radośnie, tak jakby właśnie spełniały się moje największe marzenia. Częściowo jest to zresztą prawdą, pierwsza przeszkoda do mojego celu właśnie za chwile zostanie pokonana. Nie chcę jednak pozbawiać pracy specjalistów i niepotrzebnie przeciągać. Dlatego wyciągając nóż, wykonuje ostatni ruch, by oddać, im za chwilę pałeczkę. Zanim to jednak nastąpi wbijam go mocno w okolice jej serca, przekręcając go jeszcze dwa razy. Tak dla zupełnego spokoju. Uśmiecham się szeroko, czując kolejną falę dreszczy przebiegających po moim ciele. Nie spodziewałam się, że to wszystko tak szybko się skończy. Jej oczy napływają krwią i pewne jest, że za chwilkę to wszystko się skończy. Krew spływająca po jej ciele, zostaje częściowo wchłonięta przez resztki materiału jej bluzki. Reszta, natomiast skapuje wolno na ziemie. Widząc, że dziewczyna jest już na skraju wytrzymania, oddaje, im mój nóż i pozwalam dokończyć pracę. Jeden z nich wyjmuje pistolet z pięknym tłumikiem połyskującym w świetle pobliskiej latarni. Nie wiele myśląc wymierza prost w jej serce, by oddać jeden celny strzał. Obaj pozwalają jej osunąć się bezwładnie na ziemie i przyglądają się bacznie ostatnim konwulsyjnym drganiom jej ciała. Koniec. Tak, właśnie teraz skończyło się jej życie. Przestała istnieć i poza kilkoma osobami nikt nie dostrzeże jej zniknięcia. Nikt nie pochyli się nad grobem i nie uroni łez z powodu tego jak okrutnie została potraktowana. Szczerze powiedziawszy mało mnie to obchodzi. Właściwie to nic, bo w moim sercu nie ma miejsca na współczucie czy smutek z jej powodu. Jest tylko radość z zwycięstwa i poczucie własnej wyższości. To naprawdę fantastyczne uczucie, gdy stajemy się panami życia i śmierci. Gdy ludzkie istnienie zależy tylko od nas i to my decydujemy, kiedy je zakończyć.
-Posprzątajcie to-rzucam do nich, odwracając się na pięcie. 

Przechodząc obok ich busa, wychodzę jak, gdyby nic na ulicę. Wtapiam się w tłum, pozwalając się mu prowadzić w bliżej nieokreślonym kierunku. Jak najdalej od tego miejsca, choć powoli zaczynam zapominać o tym co się wydarzyło. Tak, jakby to wszystko stanowiło tylko nic nieznaczący epizod w moim życiu. Jeden z wielu.
-
Pierwszy rozdział z dedykacją dla Kate i tych dziewczyn, które pamiętają mój początek na momencie. Me-laisse miało być podobnym opowiadaniem ale, że nie do końca wypaliło dlatego postaram się nadrobić to tutaj. Początki bywają trudne dlatego nie jest jeszcze do końca tak jakbym chciała ale w trakcie na pewno to wszystko się rozkręci. Jeśli dobrze pójdzie to możliwe, że nasza Fayrouz będzie w pewien sposób podobna do Inari ale na razie nic więcej nie powiem. Zobaczymy jak to się będzie dalej rozwijało. 
Pozdrawiam ;)

wtorek, 20 listopada 2012

Prolog

Los lubi płatać nam figle. Wystawia nas na ciężką próbę i sprawia, że nie wiemy czego mamy się spodziewać budząc się rano. W końcu wszystko może się wydarzyć i może ktoś powiedzieć, że powinniśmy się z tym pogodzić. Tylko czy naprawdę jesteśmy w stanie to zrobić i czy chcemy całkowicie zaakceptować to, co się dzieje dookoła nas. Zupełnie bez słowa przyjąć to, czego mimo wszystko nie chcemy. Ktoś może powiedzieć, że nasza droga jest już z góry wyznaczona i nie możemy jej zmienić. Zapewne, znajdą się ludzie o takim samym poglądzie, zupełnie oddających się w ręce losy, czy też jakiejś siły wyższej. Będą pionkami, sterowanymi przez innych, bo tak ma być. Przynajmniej według nich, choć może ma to jakieś plusy. Nie cierpią tak przynajmniej po odejściu bliskiej osoby, bo najwyraźniej jej czas na ziemi się skończył. W końcu rodzimy się, by w pewnym momencie odejść. Okres, który spędzamy na ziemi jest tylko jednym z etapów. To co, dzieje się z nami później zależy od naszych wierzeń i w tej chwili jest mało istotne. Nie mamy na to wpływu i chyba z tym jednym musimy się całkowicie pogodzić. Niemniej jednak czas, który spędzamy na ziemi, tutaj wśród bliskich nam ludzi jest całkowicie nasz. To szansa, którą możemy wykorzystać i czerpać z niej jak najwięcej aby niczego w ostatnich chwilach nie żałować. Dlaczego, więc mamy się przed czymś powstrzymywać, dlaczego mielibyśmy pozostawać bierni wobec kolei losu. Może niektórym brakuje siły, by wziąć swoje życie w własne ręce. Nie powinniśmy jednak mieć, wtedy pretensji, gdy pojawi się ktoś, kto zacznie decydować za nas. Staniemy się, wtedy jedynie pionkiem, sterowanym przez osobę znacznie od nas silniejszą. Będzie jednak już za późno aby się temu przeciwstawić. Staniemy się celem i zabawką, która zostanie odrzucona na bok, gdy się już znudzi. Ktoś zdecyduje za nas, kiedy skończy się nasz czas tutaj. Nie oszukujmy się, nikt nie będzie ryzykował dla nas wówczas własnego życia. Dzisiejszy świat to prawo dżungli. Słabszy pada ofiarą silniejszego i tak już będzie. Czasem ktoś tylko zada sobie pytanie, czy naprawdę warto i czy można zbudować własnej tragedii. Tylko na, to jest już zdecydowanie za późno. Maszyna ruszyła i nie da się już jej zatrzymać.
 -
Jest, bo matury próbne to zło i chyba potrzebuje lekkiego oderwania od tego wszystkiego. Miałam co prawda nieco poczekać ale napisałam już dwa odcinki właściwie w dwa dni, co ostatnio jest moim rekordem. Mam tylko nadzieje, że nie za szybko z tym wyskakuje i jakoś wytrwam. Witamy więc Fayrouz i Thomasa. Szykuje też małą niespodziankę dla tych pamiętających czasy momentu, ale to dopiero za jakiś czas w pierwszym odcinku.
Pozdrawiam serdecznie ; )