sobota, 26 stycznia 2013

Osiem

Dla naszych bliskich zawsze chcemy jak najlepiej i zawsze stajemy w ich obronie. Nawet, jeśli sami ściągają na siebie kłopoty. Czasami po prostu chcą nas sprawdzić, zobaczyć jak zareagujemy w danej sytuacji. Czy naprawdę nam zależy i czy jesteśmy w stanie zrobić wszystko aby udzielić bliskiej osobie pomocy. Jest to w jakimś rodzaju test, który na dobrą sprawę można oblać. Nieświadomie pokazać, że jednak nie jesteśmy tak zaangażowani w znajomość. W końcu nie każda osoba w naszym życiu zasługuje na naszą uwagę. Czasem utrzymujemy z kimś kontakt jedynie ze względu na wygodę niezależnie od tego jak brutalni jesteśmy. Bywa jednak , że w jednej chwili odkrywamy jak bardzo nam zależy. Jak wiele jesteśmy w stanie zrobić i jak wiele poświęcić aby pomóc. Sami jesteśmy zaskoczeni, ale przychodzi moment, w którym gotowi jesteśmy zaryzykować własne życie, aby tylko ocalić bliską nam osobę.
 
Pomysł spędzenia tego wieczoru w jednym z pobliskich klubów wydawał mi się na początku jednym z najgorszych na jaki ostatnio wpadł Navid. Trzeba przyznać, że to niezwykle trudna sztuka. Z wyjątkiem tego romantycznego wieczoru, który zaserwował mi z okazji którejś tam rocznicy. Tych męczarni nigdy nic nie przebije. Oczywiście chęci miał dobre, ale wykonanie pozostawię lepiej bez komentarza. Odruchowo zatykam uszy, kiedy brunet niemal na siłę wpycha mnie do zatłoczonego i głośnego pomieszczenia. Dłonie ciągle zaciska mocno na moich biodrach, nie pozwalając mi na ewentualny odwrót. Niezwykle zadowolony prowadzi mnie do wcześniej zarezerwowanego stolika i prawie pęka z tego powodu z dumy. Nie potrafię odebrać mu tej radości i staram się być miła. Nawet, kiedy przyciąga mnie bliżej do siebie i mocno wpija się w moje usta. Zupełnie tak samo, jak każdy samiec, który chce zaznaczyć swój teren przy innych osobnikach tego samego gatunku. Żeby nie było nawet najmniejszej wątpliwości, kto jest królem dżungli. Zaskakujące, że gdy kobieta zachowuje się w podobny sposób w otoczeniu innych od razu nazywa się to zazdrością. Nikt nie dopuszcza do siebie myśli, że samice też mogą 'zaznaczać teren'. Nigdy jednak nie zwracam na to większej uwagi i chyba dzisiaj w mojej głowie pojawiła się taka myśl. Zapewne, dlatego , że wcześniej nigdy nie dopuszczałam do takiej sytuacji. Jestem wręcz mistrzynią w trzymaniu na dystans jak na prawdziwą królową śniegu przystało. Czując wibrację, niechętnie wyjmuje telefon z kieszeni czarnych rurek. Uśmiecham się krzywo, odczytując wiadomość od Thomasa. Polly nie jest jednak taka zła na mnie, jak mogłoby się wydawać i w ogóle wszystko jest między nimi dobrze. Przez chwilę czuje jak, gdyby to była bezwartościowa wiedza bez, której moje życie straci sens. Dopiero później stwierdzam, że on naprawdę może tak uważać i naprawdę chce podzielić się ze mną tym co się teraz u niego dzieje. Powstrzymuje się, więc przed złośliwym komentarzem i odpisuje najbardziej neutralnie jak tylko potrafię. Silę się także na krótkie słowa przeprosić, po czym wsuwam telefon z powrotem do kieszeni.
-Za bardzo się z tym wszystkim cackasz. Wiem, że go polubiłaś i stał się dla Ciebie kimś ważnym, ale takim sposobem nigdy nie zakończymy tej sprawy.-Stwierdza Navid w pewnym momencie i wiem, że ma rację. Za bardzo się przejmuje i staram aby Thomas mimo wszystko nie ucierpiał, ale niestety przez to nasze plany niebezpiecznie się przeciągają. Jeszcze niedawno planowaliśmy, że za tydzień będziemy wylegiwać się na jakiejś gorącej plaży, ale wątpię aby było to możliwe.
-Nie chcę, żeby stała mu się krzywda i sam wiesz, że wszyscy na tym skorzystamy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to za jakiś czas będziemy wolni. Będziemy mogli spokojnie wrócić do domu i tylko na tym mi zależy. To jest dla mnie najważniejsze.-Odpieram spokojnie, dotykając czule jego policzka. Niezależnie od wszystkiego Navid zawsze jest, był i będzie kimś szczególnym. Nawet, jeśli nie znoszę tego dziwnego uczucia i mam ochotę go wypatroszyć niczym świątecznego kurczaka i podać rodzinie na obiad. Wtedy w końcu wszyscy, by padli, oszczędzając mi czasu i energii.
Mając dość tej rozmowy i obustronnej szczerości, wysuwam się z jego ramion, by pójść po coś mocniejszego do baru. Jeśli ten wieczór ma dalej tak wyglądać to naprawdę wolę zwierzać mu się pod wpływem. Przynajmniej rano nie będę nic pamiętała i nie zrobi mi się głupio przez jego znaczące spojrzenia. Wiem, że jutro właśnie to mnie czeka i on tak łatwo nie zapomni o tym co powiedziałam albo dopiero powiem. Niestety, ale skubany ma mocną głowę i szansa, że go upiję jest niemal minimalna. Szybciej on to zrobi, a później bezdusznie wykorzysta mając całkowitą pewność, że nie będę potrafiła mu się oprzeć. Cholera mnie kiedyś trafi przez niego, ale lubię to. Uśmiecham się, więc mimowolnie, chwytając swoje drinki i niemal w trybie natychmiastowym wracając do naszego stolika. Dzisiaj mogę pozwolić sobie na krótką chwilę słabości i wyjątkowo wcale mi to nie przeszkadza. Czuje wręcz, że potrzebuje tego i pozwoli mi to nabrać sił na dalsze dni. Dosłownie na ułamek sekundy przestaje poznawać siebie a moje myśli zaczynają krążyć w zupełnie innym kierunku i to jest właśnie znak. Ten moment, kiedy wyostrzają się wszystkie moje zmysły i wszystko wraca do poprzedniego porządku. Nie ma już miejsca na sentymenty, a moje nozdrza wypełnia przyjemny i znajomy zapach krwi. Rozglądam się uważnie, czując na sobie spojrzenia kilku par oczu. Może dla kogoś wyda się to przewrażliwieniem albo paranoją, ale widok kilku osiłków starających się wtopić w tłum skutecznie potwierdza moje przypuszczenia. Zaciskając mocno dłonie na szklankach, odpychając kilka par i torując sobie prostą drogę do naszego stolika. Uśmiecham się krzywo już z odległości kilku kroków zauważając na moim miejscu jakiegoś faceta w średnim wieku. Wyraźnie zdenerwowanego i żywo gestykulującego, a w końcu wymachującego też jakimś małym pistolecikiem, który koniecznie stara się ukryć. W końcu jednak przystawia go do głowy Naivda, co jedynie go śmieszy. Stając tuż obok nich, widzę ten ironiczny uśmiech na, którego widok krew mnie zalewa. Trzęsą mi się ręce i mam ochotę załapać gościa za kark, a później pozbyć się jego wnętrzności i zrobić wiatrak z tego co pozostanie. Ewentualnie jest też możliwość wsadzenia mu racy i wysadzenia go w powietrze, chroniąc się pod parasolem przed krwawym deszczem. Moja fantazja zaczyna mnie ponosić i czuje, że za chwilę mogę nie wytrzymać napięcia i zrobić coś nieodpowiedniego. Nie chcę, żeby cokolwiek stało się temu debilowi, nawet, jeśli ten mały pistolet przy jego głowie wygląda śmiesznie. Przede wszystkim jest typowo babski i nie wiem czy w ogóle można poważnie traktować faceta, który posługuje się takim gównem. Niewiele myśląc siadam obok niego, starając się odwrócić nieco jego uwagę od Navida. Prawą rękę wsuwam do tylnej kieszeni spodni, w celu wyciągnięcia z niej mojego kochanego scyzoryka. Ma naprawdę piękne ostrze i trochę szkoda go marnować na takiego frajera, ale innego wyjścia nie ma. Uśmiecham się przy tym łagodnie, zadając najgłupsze pytanie świata. Navid parka śmiechem , nie zważając na cudowną czerwień jaka zalewa policzki naszego 'agresora'.
-Twój facet mnie oszukał. Sprzedał mi trefny towar i albo odda mi kasę albo gorzko tego pożałuje.-Niemal do mnie krzyczy, co jeszcze tylko potęguje śmiech mojego debila. Po prostu uwielbiam kiedy się śmieje w tak pozornie beznadziejnych sytuacjach. On naprawdę ma to wszystko gdzieś i ja również powinnam. Tylko, że tym razem naprawdę się bałam. Jeszcze przed kilkoma minutami byłam pewna, że to coś poważnego. Wtedy nie wybaczyłabym sobie, gdyby włos spadł mu z głowy. Zresztą nadal tak jest, ale sprawa jest dużo łatwiejsza, bo ten gość to naprawdę jakaś ofiara losu. Typowy, skrzywdzony przez los facet, który bawi się w groźnego bandziora.
-Skoro oszukał to najwyraźniej miał ku temu powód-odpowiadam spokojnie, puszczając oczko do Navida. Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy i co on doskonale rozumie. Niemal natychmiast łapie za jego rękę, w której trzyma swoją 'broń' i pewnie doszłoby do szarpaniny. Obaj zaczęli, by się siłować, machać tym nieszczęsnym pistoletem i w końcu ktoś, by ucierpiał. Czyli typowy obrót sprawy. Tylko, że na szczęście jestem tam również ja. Wykorzystując jego chwilę nie uwagi z całej siły wbijam mój ukochany scyzoryk w jego udo. Tak głęboko jak się tylko da, przeciągając jeszcze nieco ostrze aby rana była jak największa. Uśmiecham się z satysfakcją, kiedy nas towarzysz niemal od razu chwyta się za nogę, a jego usta wyginają się w nieznośnym grymasie. Szybko chwytam swoją torebkę i ciągnę Navida w stronę tylnego wyjścia, rozglądając się uważnie dookoła. Jego ludzie zaczynają się nerwowo poruszać i widocznie czekają na polecenie od swojego pana i władcy. Typowe bezmózgi, które nie potrafią podjąć decyzji, gdy wymaga tego sytuacja. Dlatego też mamy kilkanaście sekund aby się ulotnić i zniknąć, im z oczu. Nie mam zamiaru męczyć się jeszcze z nimi i nadwyrężać mięśni, na co zresztą żaden z nich nie zasługuje. Jestem tak wściekła, że za chwilę chyba coś mnie rozniesie. Gdy tylko udaje nam się wyjść z klubu i skręcamy w jakąś ciemną uliczkę, z całej siły popycham Navida na jedną ze ścian budynku. Niewiele myśląc, chwytam go mocno za szyję, wpatrując się w delikatny grymas bólu na jego twarzy. Nie mogę uwierzyć, że dorosły i inteligentny facet może bawić się w coś takiego, przy okazji pakując nas w niezłe gówno. Gdybym teraz się go pozbyła, byłabym wolna. Miałabym wszystko, o czym marzę od kilku lat i, na czym mi zależy. Jeden ruch dzieli mnie od cudownie prostej przyszłości i chyba dlatego nie potrafię.
-Nienawidzę Cię-syczę, co kolejny raz dzisiejszego wieczora wywołuje u niego paniczny atak śmiechu. Czuję jak mocno obejmuje mnie w pasie, przyciągając mnie do siebie. Wpatruje się w jego oczy i widząc w nich ten charakterystyczny złowrogi blask, wiem, że jesteśmy tacy sami. Skazani na siebie, co jest zarówno naszym największym szczęściem jak i przekleństwem. Nie potrafimy żyć osobno, choć tak byłoby lepiej dla innych. Może, wtedy my również bylibyśmy innymi ludźmi. Tylko, że teraz jest już na to zdecydowanie za późno i dokonując wyboru musimy w, nim trwać. Całkowicie akceptując to kim się staliśmy, tworząc w sobie wzajemnie najgorsze z możliwych cech.
-
Powoli chyba zbliżamy się do połowy opowiadania. Wydaje mi się, że nie będę tego przeciągać nie wiadomo ile, ale na pewno będzie trochę dłużej niż ostatnio. Mogę wam tylko powiedzieć, że dzisiejszy tajemniczy gość niedługo znowu się pojawi i, wtedy może coś się wyjaśni. Na razie możecie dalej się zastanawiać i oceniać moją kochaną Fay i Navida. Aniołkami to oni nigdy nie będą i chyba musicie się z tym pogodzić, chociaż może coś ludzkiego z nich wydobędę. Zobaczymy jak to się dalej potoczy.
Pozdrawiam ; )

niedziela, 20 stycznia 2013

Siedem

Ryzyko jest nieodłącznym elementem naszego życia. Oczywiście możemy je czasami ograniczać, ale nigdy nie jesteśmy w stanie całkowicie go wyeliminować. W niektórych sytuacjach nawet tego nie chcemy, bo pobudza nas ono do działania. Niepewność związana z podejmowanymi przez nas decyzjami zaczyna stawać się dla nas przyjemna. Lubimy to uczucie, gdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji naszego zachowania i z niecierpliwością czekamy na to, co się stanie. Wydaje nam się wtedy , że w końcu w naszym życiu zaczyna coś się dziać. Dla niektórych naturalnie może być to skrajna nieodpowiedzialność i głupota, ale nie zwracamy na te opinie większej uwagi. Stanie na granicy, na krok przed przepaścią jest czymś fascynującym. Coś co całkowicie nas pochłania i nie potrafimy z tego zrezygnować. Zatracamy się w tym uczuciu, nie potrafiąc już chyba prowadzić normalnego trybu życia.

Uśmiecham się krzywo wchodząc do wnętrza budynku i już od progu słysząc ten przesłodzony głosik pewnej brunetki. Wiedziałam, że prędzej czy później na nią wpadnę, ale chyba wolałabym odwlec w czasie nasze spotkanie. Dziś jestem w zbyt podłym nastroju i chyba nie jestem w stanie nad sobą zapanować. Nie umiem być milutka i słodziutka, szczególnie, że Thomas jest jakiś inny. Stara się trzymać dystans i widzę w jego oczach niemą prośbę. Chcę abym wywarła na jego koleżance dobre wrażenie i utwierdziła w przekonaniu, że nasze relacje jej nie zagrażają. Tylko, że ja naprawdę nie mam na to najmniejszej ochoty i chyba zrobię, im małego psikusa. Uśmiecham się z zadowoleniem, ustalając swój idealny plan działania. Ciekawa jestem jak zareaguje mała, słodka Polly, gdy zderzy się z kimś o zupełnie innym charakterze. Wystarczająco silnym aby nasze spotkanie można było porównać do zderzenia Titanica z górą lodową. Tak, to ona ma być tym marnym statkiem, z którym łączono niegdyś ogromne nadzieje. Zapewne, podobnie jak teraz Thomas liczy na nią. Chce, żeby słodka brunetka wypełniła emocjonalną lukę w jego życiu. Niezależnie od tego jak bardzo jest to naiwne. Nie muszę chyba nikomu mówić, że nie pozwolę aby do tego doszło i nic mnie w tym nie powstrzyma. Wchodząc do salonu, przybieram jedną ze swoich masek.
Nie zamierzam zdradzić się już na początku, chociaż tak bardzo mnie korci. Uśmiecham się słodko, zaciskając za plecami lewą dłoń w pięść. Czuje jak paznokcie wbijają mi się w skórę, co tylko pobudza moją wyobraźnię. Lubię czuć wewnętrzną siłę, która niemal roznosi mnie na strzępy. Wystarczy tylko chwila, jeden nieodpowiedni ruch i nic nie będzie w stanie mnie powstrzymać. Chce mi się śmiać i tylko wzrok Thomasa skutecznie odwodzi mnie od tego pomysłu. Przez ułamek sekundy jestem naprawdę milutka i prawie tak słodka, jak Polly z tym jej zupełnie pustym wyrazem twarzy. Naprawdę, kiedy staje w progu salonu, a ona odwraca się do mnie i mierzy swoimi brązowymi tęczówkami, jestem przerażona. Nie wiedziałam, że może istnieć człowiek, który nie wyraża żadnych emocji. Totalna pusta. Zarówno jej sztuczny uśmiech jak i oczy. Sama Polly zapewne chciałaby coś przekazać, choćby spojrzeniem, ale na chęciach się kończy. Wszystko co robi i jak się zachowuje, wydaje się zupełnie oderwane od niej. Sama nie przepadam za okazywaniem jakichkolwiek emocji i na próżno jest szukać we mnie jakiś ludzkich odruchów, ale czegoś takiego nie widziałam nigdy w życiu. Nie wiem tylko czy ona robi specjalnie, czy naprawdę ma jakieś problemy z wyrażeniem siebie i wydaje jej się, że nikt tego nie zauważy. Może Thomas jest teraz nią zaślepiony, ale ten stan nie będzie trwał wiecznie.
-Zapewne Fayrouz. Thomas wspominał o Tobie i naprawdę ciesze się, że możemy się w końcu poznać.-odzywa się tym swoim przesłodzonym głosikiem, a mi najnormalniej w świecie robi się niedobrze. To uczucie nasila się, gdy podnosi się z kanapy i podchodzi do mnie, wyciągając dłoń. Dobra kultura wymaga aby w takich chwilach aby odwzajemnić taki gest. Tylko, że to jestem ja i nigdy nie robię niczego przeciwko sobie. Nawet, jeśli mogę później, za to drogo zapłacić.
-Na Twoim miejscu czułabym się wręcz zaszczycona, że możesz przebywać w moim towarzystwie. Nie zdziwię Cię chyba również, jeśli powiem, że nie podzielam radości z naszego spotkania-wysilam się przy tym na najszerszy uśmiech, jaki można sobie tego wyobrazić. Ignoruje rumieńce jakimi brunetka w ułamku sekundy się oblewa i zdezorientowane spojrzenie Thomasa. Piłkarz nie ma zielonego pojęcia co się dzieje, ale nie zauważyłam aby był jakoś strasznie zdenerwowany na mnie. Nie ma też odwagi aby mnie upomnieć co jedynie utwierdza mnie w słuszności mojego postępowania. Oczywiście jest to stąpanie po kruchej powierzchni i wystarczy jeden nieodpowiedni ruch, aby wszystko się posypało. Nie byłabym jednak sobą, gdybym zwątpiła w własne pomysły i zamiary. Niewiele myśląc omijam Thomasa i kieruje się wolno w stronę kuchni, w poszukiwaniu swojego ulubionego soku.
-Milutka-słyszę jeszcze jej głos i odwracam się na samym progu, opierając się o framugę drzwi. Posyłam jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów, uważnie mierząc wzrokiem. Jeśli ta mała laleczka myśli, że jest w stanie w jakikolwiek sposób mi zagrozić to naprawdę podziwiam jej bezmyślność. Możliwe, że pozwalam sobie na zbyt wiele. Wydaje mi się jednak , że to postawa Thomasa prowokuje mnie do takich zachowań. To przecież jego dom i wystarczyłoby tylko słowo aby to wszystko powstrzymać. Tymczasem on jest jedynie biernym obserwatorem, uśmiecha się nawet do mnie pobłażliwie. Zupełnie tak , jak gdyby oczekiwał z mojej strony właśnie takiego zachowania. Jak, gdyby tylko czekał na ten moment, gdy pokażę swoją prawdziwą twarz, a przynajmniej jej część.
-Milutka to może być maskotka albo mały szczeniaczek -puszczam jej na koniec oczko, odwracając się do niej i znikając w kuchni.
Od razu pochodzę do lodówki wyciągając z niej dzbanek wypełniony moją ambrozją. Z górnej szafki wyciągam szklankę i nalewam do niej soku. Uśmiecham się z ulgą, zatapiając usta w bladoróżowej cieczy i czując ten charakterystyczny smak. Ten od, którego jestem beznadziejnie uzależniona i bez, którego nie potrafię żyć. Takim oto sposobem wypijam szklankę za szklanką, siedząc sobie wygodnie na kuchennym blacie. Z salonu dochodzą odgłosy dość głośnej rozmowy i jestem z siebie naprawdę zadowolona. Nic specjalnego jeszcze nie zrobiłam, a już udało mi się zasiać między nimi ziarnko nieporozumienia. Mogłam być pewna, że Thomas nie pozwoli powiedzieć jej na mnie złego słowa. Jest wdzięczny za wszystko, co dla niego robię i, choćby ze względu na to chce mnie bronić. Może nie zachowywałby się tak, gdyby tylko wiedział, że ja tego nie potrzebuje i jestem w stanie sama się o siebie zatroszczyć. Nie dziwie się, kiedy nagłą ciszę przerywa trzask drzwi frontowych, a Thomas już po kilku chwilach pojawia się w kuchni. Nie jest jednak zły i nie zaczyna na krzyczeć, jest raczej rozczarowany. Przynajmniej na początku się taki wydaje. Chciał abyśmy się polubiły i może zostały koleżankami, ale skąd miał wiedzieć, że już na początku zachowam się tak, a nie, inaczej. Doprowadzę do takiej sytuacji i będzie musiał wziąć stronę, którejś z nas.
-Nie spodziewałem się czegoś takiego po Tobie-przyznaje szczerze, stając na wprost mnie i wpatrując się intensywnie w moje oczy. Szukając zapewne w nich prawdziwych intencji, które mogły mną kierować. Nie zdążył się chyba jeszcze przyzwyczaić do tego, że to nie ma najmniejszego sensu.
-Niech zgadnę, pewnie myślałeś, że pokochamy się od pierwszego spojrzenia i zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami po grób. Bratnie dusze i tak dalej-uśmiecham się ironicznie, mimo jego karcącego spojrzenia.
-Gdybyś tylko ..
-Nic, by to nie zmieniło. Nie dostrzegasz tego, bo jesteś nią zauroczony, ale przez dziewczynę przemawia pustka. Uśmiecha się, ale jej oczy mówią zupełnie coś innego. Takim ludziom nigdy nie można ufać.-Tak wiem, jestem straszna, niedobra i w ogóle ble. Korzystam z sytuacji o nieobecności biednej Polly, żeby zasiać ziarenko niepewności w zagubionym serduszku Thomasa. Zapewne, powinno być mi z tego powody wstyd, ale tak bardzo nie jest. Czuje się wręcz dumna z wpływu jaki na niego mam i jak bardzo potrafię na niego wpływać. Oczywiście jeden krok za daleko i wszystko się posypie, ale to mi na razie nie grozi.
-Może po prostu jesteś o nią zazdrosna-stwierdza, stając tuż przede mną i zakładając kosmyk moich włosów za ucho. Zdążyłam się już nauczyć, że mężczyźni mają na tym punkcie jakiegoś bzika. Podbudowuje to ich ego i tak dalej. Nie powinnam odbierać mu tej przyjemności, ale przecież nie powinnam kłamać. Szczerość to przecież podstawa każdej relacji.
-Wybacz kochanie, ale nie mam w zwyczaju być zazdrosna o kogoś, kto nie dorasta mi do pięt-uśmiechając się lekko. W głębi mam już dość tego wszystkiego i jedyne o czym myślę to jakiś relaksujący masaż. Tak, zdecydowanie przyda mi się trochę przyjemności.-Martwię się tylko o Ciebie, bo nie chcę żebyś później przez nią cierpiał. Dla niej ten związek jest szansą na wypromowanie się i chce żebyś o tym pamiętał.
To jedyna rzecz, której chcę nie chcę. Niezależnie od tego jak bardzo jestem zła i nieczuła. Polly jest tym zbędnym elementem, którego muszę się pozbyć za wszelką cenę, ale nie chcę aby Thomas przez nią cierpiał. Niektóre osoby na to nie zasługują. Nawet, jeśli zniszczenie komuś życia nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. Właściwie to lubię, to robić i sprawia mi to satysfakcję. Z tym wyjątkiem, że teraz nie jest to takie proste jak może się wydawać. Nie czekając nawet na jego odpowiedź, oddaje mu pamiętnik jego byłej. Na szybko dodaje jeszcze, że zaznaczyłam fragmenty, które mogą być ważne. Obiecuje też odezwać się, jak tylko czegoś się dowiem, po czym wychodzę szybko kuchennymi drzwiami. Nie obracam się ani razu, choć doskonale wiem, że Thomas obserwuje mnie z kuchennego okna. Dzisiejszy dzień jest dla niego ciężki, ale ja nie zamierzam mu w niczym pomagać. Mieszam mu w głowie jeszcze bardziej i jestem tego w pełni świadoma. Bawię się tym wszystkim mając całkowitą pewność, że nigdy nie uda mu się mnie rozgryźć. Niezależnie od tego jak bardzo się stara.
-
Moja kochana Fay jest zmienna jak pogoda i chyba coraz bardziej podobna do mnie. Obie mamy swoje humorki i zmiany nastrojów, więc pewnie jeszcze nie raz zaskoczy swoim zachowaniem. Tym bardziej, że powoli zbliżamy się do mojego genialnego pomysłu.
Powstał też pierwszy rozdział na Galię, ale na razie wciąż walczę aby na dłużej przy tym wytrwać. Za tydzień ferie, więc zobaczymy, chociaż ostatnio staram się ograniczać czas przy laptopie do minimum. Do matury coraz bliżej i niestety nikt nie nauczy się za mnie na rozszerzenie z historii. Tak, można już oficjalnie stwierdzić, że zwariowałam.
Pozdrawiam.