sobota, 16 lutego 2013

Dziesięć

Ból fizyczny ma niewątpliwie to dobrego w sobie, że po przekroczeniu przez nas pewnej granicy, zabija. Oczywiście jest to skrajny przypadek, ale dla niektórych niezwykle kuszący. Pomaga nam zapomnieć o wewnętrznym cierpieniu. Na kilka chwil udaje nam się skupić na czymś zupełnie innym, choć zapewne równie bolesnym. Chociaż czasem sprawia nam to przyjemność. Nie potrafimy tego wyjaśnić, ale na jakiś dziwny sposób lubimy ten swój ból. Jest obecny w naszym życiu i staje się jakąś częścią nas. Budzimy się z, nim i każda następna chwila jest walką o szansę normalnego funkcjonowania, która rozpoczyna się na nowo kolejnego dnia. Na początku było ciężko, ale z czasem staje się on naszą motywacją. W końcu nie możemy się tak łatwo poddać i pozwolić aby nasza słabość nami zawładnęła. Ból fizyczny staje się naszym towarzyszem i przyjacielem, chyba nawet nie wyobrażamy już sobie bez niego życia. Zresztą jest dużo lepszy od tego dziwnego ukłucia, które czasem pojawia się w okolicach naszego serca. Choćbyśmy nie wiadomo jak chcieli, o pewnych rzeczach nie da się tak po prostu zapomnieć.

Niechętnie podnoszę się na ramionach, podsuwając się nieco do góry i opierając głowę na zimnej ścianie. Obraz wciąż zamazuje mi się przed oczami, a o ruszeniu, choćby palcami u stóp mogę jedynie pomarzyć. Uśmiecham się krzywo, kiedy Navid siada na skraju łóżka i z troską odgarnia niesforne włosy z mojej twarzy. Zapewne, powinnam mu podziękować, ale takie słowa nie przeszłyby mi przez gardło nawet na łożu śmierci. Zresztą to oczywiste, że dba o mnie, bo jestem mu potrzebna i beze mnie, by sobie nie poradził. W innym wypadku pewnie nawet nie robiłby sobie kłopotu i zostawił na pastwę losu. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę i sama nie postąpiłabym zresztą inaczej. Niestety, ale w tej chwili potrzebujemy siebie nawzajem i musimy o siebie dbać. Chociaż jego niepewne spojrzenie i wręcz gesty przyprawiają mnie o mdłości. Gdybym tylko mogła skręciłabym mu kark albo przynajmniej jedną małą kosteczkę na dobry początek. Tak, żeby sprawdzić czy nie wyszłam z formy. Ostatnie dni nie należały do najlepszych. Chyba nawet straciłam rachubę w liczeniu ilości tych, które spędziłam w łóżku. Oczywiście podjęłam kilka prób buntu, ale każdy kończył się w niezbyt przyjemny dla mnie sposób. Navid nawet z chorymi nie potrafi się obchodzić i prawdopodobnie to on dobił moje żebra, ale tymczasowo muszę mu to wybaczyć. Kiedy jednak stanę o własnych siłach to będzie miał delikatnie mówiąc przerąbane. Właściwie to już dzisiaj powinno być w porządku i, jeśli tylko przestanie mi matkować to na pewno spróbuję. Nie ma siły żebym tkwiła w tym cholernym łóżku, kiedy nadchodzi czas na załatwienie wszystkiego. Nie możemy dłużej czekać i chyba brunet jest tego świadomy bardziej niż ja. Cały czas coś sprawdza i dzwoni do naszych ludzi, aby upewnić się czy wszystko idzie zgodnie z naszym planem. Moja czasowa kontuzja nie zatrzymała w żadnym stopniu naszych działań. Nie mogliśmy sobie przecież na to pozwolić i przejmować się chwilą mojej słabości. Tylko amatorzy płaczą z powodu bólu głowy czy połamanych żeber. Dla mnie to już norma i polubiłam nawet to dziwne mrowienie w okolicach kręgosłupa. Przynajmniej wiem, że żyję. W innym wypadku nie byłoby to tak oczywiste. Posyłam mojemu towarzyszowi zdziwione spojrzenie, gdy panującą w pomieszczeniu ciszę przerywa pukanie do drzwi. Szczerze to nie mam dzisiaj najmniejszej ochoty na odwiedziny nieproszonych gości, głupie pytania i takie same odpowiedzi. Nie pierwszy raz spotykam się z czymś takim i wiem, że ludzie chcą wiedzieć wszystko. Interesują się tym, czym nie powinni, szukając w tym tanich sensacji. Próbuje, więc złapać Navida za rękę i powstrzymać go przed otworzeniem drzwi, ale mój refleks jest w obecnej sytuacji nieco opóźniony. Brunet zrywa się z łóżka, zanim udaje mi się ruszyć ręką. Śmieje się przy tym ze mnie, bo teraz może robić co tylko chcę, a ja nie jestem w stanie go powstrzymać. Szlak mnie trafia, gdy o tym myślę, ale cóż mogę poradzić. Jeszcze dzień, dwa i będzie po wszystkim. Wtedy się, nim zajmę i pokaże mu, gdzie jest jego miejsce. Teraz mam większy problem. Wzdycham cicho, kiedy Navid otwiera drzwi i do naszego małego pokoju wchodzi Thomas. Spodziewałam się wszystkich, nawet widok Mikołaja z wielkim czerwonym workiem tak, by mnie nie zdziwił. Nie mam pojęcia skąd kapitan Arsenalu dowiedział się dowiedział się, gdzie mieszkamy. Przecież sama nigdy nie zdradziłam mu tej informacji. On sam pewnie też nie wpadł na ten beznadziejny pomysł, żeby mnie szukać. Pozostaje tylko jedna osoba, po, której nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego. Chociaż widząc teraz jego zadowoloną i głupią minę zaczynam mieć wątpliwości. Tym bardziej, że ten frajer powoli zaczyna zbierać się do wyjścia. Zachęcając przy tym Thomasa do zajęcia miejsca tuż przy mnie. Całkowicie ignorując przy tym moje mordercze spojrzenie. Mam wręcz wrażenie, że cała ta sytuacja wręcz go bawi. Odwraca się jeszcze w progu pomieszczenia, posyłając mi w powietrzu pocałunek i wybuchając po tym gromkim śmiechem. Wydaje mi się, że jego wyjście w tej sytuacji to najlepsze co mógł zrobić. Inaczej zapewne polałaby się krew. Uśmiecham się jednak, kiedy rozlega się dźwięk mojego telefonu. Szybko wyciągam urządzenie spod poduszki, odczytując wiadomość od Navida. Jeśli tylko wszystko pójdzie dzisiaj dobrze, jutro będziemy mogli zakończyć to raz na zawsze. Przynajmniej do tego jednego się nadaje i trzeba przyznać, że ma niesamowity organizacyjny talent. Teraz jednak sama mam dużo większy problem do rozwiązania. Thomas na pewno nie uwierzy w byle bajeczkę, poza tym chyba najwyższa pora aby skończyć z kłamstwami. Nie chcę już mieszać mu w głowie i wprowadzać go w błąd.
-Nie patrz tak na mnie. To naprawdę nic wielkiego. Czasem lepiej, jeśli boli tutaj- mówię wskazując na jeden ze swoich siniaków. Jest ich całkiem sporo, ale to bajka. Nawet nie warto o nich wspominać.-niż gdyby miało boleć tutaj-opuszkami palców delikatnie dotykam jego klatki piersiowej w okolicach serca. Wydaje mi się, że rozumie co chcę mu przekazać. Odwzajemnia nawet mój uśmiech, chwytając moją dłoń i ściskając lekko. Cierpliwie wszystko znoszę, pozwalając aby jako kolejny wpatrywał się we mnie z męczącą czułością. Zupełnie tak jakbym była małą, bezbronną dziewczynką, która wymaga opiekuna. Kogoś, kto ochroni przed całym złem tego świata. Thomas nie dostrzega, tylko że mam spory wpływ na jego rozwój. Nie jestem przecież aniołkiem i stróżem sprawiedliwości. Nie potrafię też obudzić w sobie jakiś niezwykle gorących uczuć ludzkich, które mogłyby jakoś na mnie wpłynąć. To wszystko jest dla mnie obce. Chociaż Thomas nie musi o tym wiedzieć. Nie chcę aby zmienił o mnie zdanie. Przynajmniej on jeden jeszcze we mnie wierzy. Nie musi o tym mówić ale wiem, że martwi się o mnie i wszystko to przeżywa. Szczególnie, że nieco oberwałam i chyba zaczyna mieć wątpliwości co do mojego pomysłu. Zaczyna zastanawiać się czy naprawdę jest to najlepsze wyjście, bo przecież można, by było rozwiązać to zupełnie inaczej. Nie jest to łatwe, ale na nowo staram się go przekonać do swoich racji. Zaliczyliśmy małe potknięcie, ale to nie wpływa w żaden sposób na końcowe rozegranie. Uśmiecham się pod nosem, kiedy delikatnie dotyka mojego policzka, przyglądając mi się uważnie. Pozwalam mu się zbliżyć i chyba, to jest chyba największy błąd. Tylko, że teraz nie mogę tego zmienić. Zbyt blisko dopuściłam go do siebie, aby teraz tak nagle go odsunąć. Nawet nie łudzę się, że Thomas mógłby pozwolić mi na coś takiego. Poza tym przecież już pierwszego dnia naszej znajomości obiecałam mu współpracę. Miał mieć na wszystko wpływ i choćbym chciała to nie potrafię tego teraz odkręcić. Ciężko mi się z tym pogodzić, ale w jakimś stopniu Thomas ma nas w swojej garści. Wystarczy jeden jego ruch, jeden telefon i cały nasz misternie układany plan może się posypać. Gdyby teraz całą sprawą zainteresowała się policja nasze marzenia ległyby w gruzach. Moglibyśmy zapomnieć o szybkim powrocie do kraju, a o pobycie tutaj również nie byłoby mowy. Nienawidzę tego uczucia, ale wiem, że muszę to wszystko cierpliwie znosić. Pilnując aby Thomas czuł się częścią naszego planu, a przy okazji dbając o jego bezpieczeństwo. Nie wybaczyłabym chyba sobie, gdyby coś mu się przez nas stało. Chwilami żałuje, że w ogóle wciągnęłam go w to wszystko. Mam jednak wrażenie, że to wszystko w jakiś dziwny sposób mu się podoba. W jego życiu dzieje się coś, czego nie jest w stanie przewidzieć. Przestał wszystko dokładnie planować i organizować czas co do minuty. Thomas się zmienia i tylko czas pokaże czy to dobre zmiany. Uśmiecham się delikatnie, kiedy pomaga mi podsunąć się jeszcze wyżej na łóżku. Siadam sobie wygodnie, opierając plecy o zimną ścianę. Czuje się naprawdę dobrze i gdyby tylko nie Thomas pewnie już dawno wstałabym na nogi. Kapitan Arsenalu jest jednak tak samo uparty jak Navid. Nie pozwala mi nawet ruszyć ręką i obchodzi się ze mną jak z jajkiem. Siedzi tuż przy mnie i cały czas przygląda mi się uważnie, zakręcając dla zabawy kosmyk moich włosów na palec. Zaczynam zastanawiać się co tak naprawdę chodzi mu po głowie. Nie mam pojęcia dlaczego tak bardzo się mną przejmuje. Oboje wiemy, że za jakiś czas zniknę z jego życia i być może już nigdy się nie zobaczymy. Mimo to on wciąż stara się do mnie zbliżyć i mnie poznać. Chce być blisko mnie i czuję, że nie chodzi mu tylko o rozwiązanie całej tej sprawy. Nie jestem tylko pewna czy nie powinnam go jakoś zniechęcić. Nie pozwolić aby przywiązał się do mnie. Mimo wszystko nie chcę aby cierpiał. Wiem, że jak na razie tylko to robię, ale może to się niedługo skończy. Może będę mogła odwdzięczyć się za wszystko , co dla mnie robi.
-
Arsenal przegrał i najpewniej kolejny rok skończymy z niczym. Powoli zaczyna mnie to męczyć, jak zresztą wszystko w ostatnim czasie. Nauka mnie wykańcza i mam już wszystkiego dość. Nawet do pisania muszę się zmuszać i dlatego efekty nie najlepsze. Tyle dobrego , że powoli zbliżamy się do końca. W przyszłym rozdziale czeka na was niespodzianka i to, co lubię najbardziej. Fay pokaże w końcu swoją prawdziwą twarz, ale na razie nic więcej nie zdradzę. Niektóre z was wiedzą mniej więcej, na co mnie stać i czego mogą się po mnie spodziewać.
Pozdrawiam ;)

niedziela, 3 lutego 2013

Dziewięć

Działamy pod wpływem chwili, impulsu. Pozwalamy aby emocje wzięły nad nami górę, broniąc swojego zdania czy urażonej dumy. Chcemy za wszelką cenę pokazać, że prawda jest zupełnie inna. Za wszelką cenę udowodnić innym, że racja jest po naszej stronie a my jesteśmy przecież królami życia. Nawet, jeśli dosłownie kilka dni wcześniej ktoś jednoznacznie pokazał nam, że jest zupełnie, inaczej. Jeden moment wystarczył, aby zburzyć nasz staranie budowany przez lata wizerunek. Długo udawało nam się ukrywać pod zasłoną wymyślonej przez nas osobowości, chroniąc siebie i swoje słabości przed brutalnym światem. To oczywiste, że, kiedy komuś udało się odkryć nasze prawdziwe oblicze chcemy zrobić wszystko aby się odegrać. Pokazać swoją prawdziwą siłę. Chyba nie do końca zauważając, że po raz kolejny uciekamy w nową formę. Choć teraz najważniejsze jest dla nas pokazanie światu, że my również potrafimy zajść komuś za skórę. Oko za oko, ząb za ząb. Nawet, jeśli to będzie tylko drobne zadrapanie, w porównaniu do tamtej rany, która prawdopodobnie już nigdy się nie zagoi.

Wzdycham cicho, naciskając na dzwonek i czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. Na razie muszę się powstrzymać przed tą samowolką, do której się ostatnio przyzwyczaiłam. Teraz nie mogę sobie na to pozwolić, wiedząc, że mogę wpaść na Polly. Oczywiście mało obchodzi mnie jej zdanie i te 'groźne' spojrzenia, których najwyraźniej uczyła się cały weekend. Nie chcę jednak aby Thomas miał przeze mnie jakieś problemy i musiał znowu tłumaczyć jej, że między nami nic nie ma. Swoją drogą, to naprawdę śmieszna sprawa. W końcu, gdyby była pewna jego uczuć i swojej pozycji, nie zwróciłaby na mnie najmniejszej uwagi. Szczególnie, że ja nie robię dosłownie nic co mogłoby jej zagrozić. Nawet mój boski plan pozbycia się jej, nie ma nic wspólnego ze zdobyciem Thomasa. Nie chcę zająć jej miejsca i nie marzę o tym aby budzić się przy, nim codziennie rano, szepcząc mu do ucha jakieś czułe słówka. Tylko, że ona naprawdę chyba nie potrafi tego dostrzec i nadal robi wszystko aby odsunąć mnie od niego. Przy okazji najbardziej szkodząc sobie i ułatwiając mi przy tym zadanie. Śmiać mi się chcę, gdy o tym myślę. Uśmiecham się uroczo, kiedy to właśnie moja ulubiona Polly otwiera mi drzwi. Mrużąc przy okazji te swoje słodkie oczka i siląc się na stanowczy wyraz twarzy. Ja również zbieram się na odwagę, wpatrując się w nią uważnie. Zaczynam nawet zastanawiać się co w niej takiego jest, że Thomas zwrócił na nią uwagę. Chociaż może lubi takie pospolite dziewczyny, które w gruncie rzeczy łatwo można zdominować.
-Thomasa nie ma-odzywa się po chwili, opierając się o framugę drzwi. Szkoda, tylko że sam poprosił mnie o spotkanie i jestem pewna, że dosłownie przed chwilą słyszałam jego głos. Unoszę, więc prawą brew do góry, nie odrywając od niej wzroku. Ta dziewczyna naprawdę się stara, ale jej sposoby wołają o pomstę do nieba. Chociaż robi postępy i, kto wie, a może niedługo naprawdę będzie z niej jakiś pożytek i przysporzy nam dużo rozrywki. Uśmiecham się nawet do niej przyjaźnie, zapewne mieszając jej tym w głowie. Widzę jej zdezorientowane spojrzenie i wiem, że nie ma zielonego pojęcia co się dzieje w okół jej i czego może się po mnie spodziewać.
-Fay?-zza jej pleców rozlega się głos Thomasa, który już po chwili staje obok swojej dziewczyny. Biedna Polly szybko się z nim żegna, tłumacząc się jakąś nagłą sprawą zawodową.-Ciesze się, że jesteś.
Uśmiecham się pod nosem, wchodząc za nim do domu i zamykając za nami drzwi. Nie powiem, że nie jest mi miło. Normalnie raczej nikt nie mówi mi takich rzeczy, a ludzie raczej przede mną uciekając. Tak jakby mieli stracić głowę przez jeden, nieodpowiedni gest albo słowo. Nie przesadzajmy, ręka w zupełności wystarczy. Nawet lewa, jeśli ktoś poprosi. Nie przesadzajmy, nie jestem aż tak zła i niedobra jak może się wydawać. Ludzie w swoim życiu obierają różne drogi i robią wszystko aby zapewnić sobie szczęście. Dlaczego ja miałabym się przed tym bronić i udawać, że jestem kimś zupełnie innym. Poza tym zło i dobro to tylko pojęcia względne, zależne od punktu widzenia poszczególnych osób. Oboje wchodzimy do salonu, gdzie na stoliku czeka już na mnie dzbanek soku grejpfrutowego. Uśmiecham się do Thomasa z wdzięcznością, nalewając go sobie do szklanki i od razu opróżniając całą jej zawartość. Zdecydowanie tego potrzebowałam. Verma śmieje się, że już niedługo będę wypijała z wejścia cały dzbanek i będzie musiał kupować od razu cały karton, żeby wystarczyło mi go, chociaż na pięć minut. W odpowiedzi uśmiecham się tylko, wyciągając z kieszeni małą kartkę. Podaje mu ją, opierając się wygodnie na oparci kanapy. Jest zdezorientowany i chyba właśnie tego się spodziewałam. Nie pomyślał nawet, że w końcu mogłabym przekazać mu jakiś szczegół. Coś, co pozwoli nam doprowadzić całą sprawę do końca. Zastanawiam się, co mogę mu powiedzieć i jak wytłumaczyć, ale nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem, jak wyjaśnić mu wszystko , co dzieje się w okół niego.
-Prawdopodobnie to oni zabili twoją byłą dziewczynę-wyznaje cicho, za wszelką cenę unikając jego wzroku.-Namierzyłam ich, a w przeciągu tygodnia postaram się ich sprowadzić do Londynu i załatwić całą sprawę.
-Powinniśmy zawiadomić policję-stwierdza, a ja nie mogę powstrzymać się przed ironicznym uśmiechem. Nawet sobie nie wyobrażam, aby jakiekolwiek służby mogły brać w tym udział. Byłabym, wtedy skończona i Navid też. Oboje stracilibyśmy wszystko, o co nieustanie walczymy przez ostatnie lata.
-Nie możemy. Oni w niczym nam nie pomogą, a jedynie mogą zaszkodzić.-odpowiadam ostro i chyba za bardzo. Thomas jest zdziwiony moim nagłym atakiem, a mi zaczynam czuć się głupio. Nie powinnam, aż tak ponosić się emocją. Tym bardziej, że wszystko jest już tak blisko i wystarczy ten ostatni krok.-Muszę załatwić to wszystko sama. Pozwól mi na to.
-Znasz ich?
-Wszystko Ci powiem. Obiecuje, że kiedyś odpowiem na każde pytanie, ale dzisiaj jest za wcześnie. Nie jestem jeszcze na to gotowa.-Przyznaje szczerze, podnosząc się z kanapy i podchodząc do niego. Ściskam mocno jego ramie, po raz ostatni prosząc go o zaufanie. Wiem, że to w moim przypadku wiele, ale poradzi sobie. To silny facet, który na pewno przechodził przez większe kryzysy. Wierze w niego i naprawdę nie chce go skrzywdzić. Nie zamierzam jednak ukrywać, że Thomas jest przepustką do mojego wymarzonego życia. Moja jedyną szansą, którą zamierzam wykorzystać. Teraz zostawiam go samego i pozwalam aby przetrawił wszystko sam. Zdecydował, czy warto być przy mnie czy lepiej walczyć zgodnie ze swoimi zasadami. Dla mnie policja zawsze będzie największym złem, ale przecież on w nich wierzy. Ufa, że mundurowi są w stanie obronić obywateli w chwili zagrożenia. Wiem, że moja prośba może okazać się ponad jego siły. Przecież w takich chwilach staje się jasne, że to co zamierzam zrobić będzie równoznaczne ze złamaniem prawa. Wtedy to ja zajmę miejsce morderców jego dziewczyny i będę tą złą. Oczywiście dla Thomasa. On jedyny nadal wierzy, że posiadam jakiś system wartości i granice, której nie jestem w stanie przekroczyć. To niezbyt mądre, ale nie chcę aby zmienił zdanie na mój temat. Przynajmniej nie teraz, kiedy będziemy musieli utrzymywać kontakt przez jakiś czas. Później wszystko może potoczyć się jak chce, ale to naprawdę miłe kiedy ktoś w Ciebie wierzy. Pewnie dlatego to wszystko znacznie się przedłuża i Navid ma całkowitą rację twierdząc, że za bardzo przejmuje się kapitanem Arsenalu. Staram się obmyślić wszystko tak aby, jak najmniej go to dotknęło. Może zupełnie niepotrzebnie i zapewne, gdyby nie to, oboje bylibyśmy już wolni. Tylko, że to jest ten jedyny raz, kiedy naprawdę nie potrafię inaczej. Thomas jest jedyną osobą na naszej drodze, którą muszę chronić za wszelką cenę i nie pozwolę aby ktoś go skrzywdził. To naprawdę trudne, ale przecież to nie jest jego wina, że nieświadomie znalazł się w samym środku naszej rozgrywki. Wychodząc z jego domu od razu kieruję się w stronę bocznej, wąskiej uliczki. Nie chcę dzisiaj zrobić czegoś głupiego a wśród masy ludzi byłoby to możliwe. Zdecydowanie wolę trzymać się z daleka i przy okazji przemyśleć kilka spraw. Ostatnie wydarzenia udowodniły mi jedynie, że wszystko idzie zgodnie z planem. Nasze pojawienie się w Londynie odbiło się dużym echem wśród elit prowadzących ciemne interesy. Zapewne, zastanawiają się teraz co mamy w planach i czy to właśnie im zamierzamy zaszkodzić. Zaczynają się ich nerwowe ruchy, ale to dopiero początek. Uśmiecham się promiennie, kiedy na skrzyżowaniu bocznych uliczek staje nasz wczorajszy gość. Podpierający się na kulach i wyraźnie blady wywołuje u mnie atak histerycznego śmiechu. Nie wiedziałam, że taka mała ranka może doprowadzić go do takiego stanu. Może, gdybym nieco bardziej się przyłożyła to dzisiaj w ogóle byśmy się nie spotkali.
-Wiedziałam, że się tutaj spotkamy.-Rzucam lekko, opierając się o ścianę jednego z bocznych budynków. Spodziewałam się, że prędzej czy później zacznie nasz szukać, ale nie będzie na tyle odważny aby uderzyć w miejscu, w którym mogliby być jacyś postronni. Typowy tchórz i wcale nie dziwi mnie, gdy pojawia się koło niego banda jego mięśniaków. Nie reaguję też, słysząc za sobą kroki zapewne jednego z nich. Jestem zbyt zmęczona tymi podchodami aby bawić się w jakieś bitki. Pozwalam, im wygrać i widzę jak wielkie wrażenie to na nim robi. Najwyraźniej nie przewidział sytuacji, w której nie będę stawiała żadnego oporu. Wtedy wszyscy mogliby rzucić się na mnie żeby pokazać mi, kto tu rządzi. Tylko, że ja nie mam najmniejszej ochoty na jakieś bezmyślne ataki. Tym bardziej, że zwykły nóż może tym razem nie wystarczyć. Zresztą, po co mam się wysilać skoro oni nawet nie potrafią załatwić sprawy jak trzeba.
-Tchórz. Zwykły tchórz i życiowy nieudacznik-wymrukuje, czując silne uderzenie w okolicy potylicy. Nogi się pode mną uginają i osuwam się wolno po ścianie budynku.
-
Trochę, inaczej miało to wyjść, ale niestety nie wyszło. Powoli zbliżamy się do punktu kulminacyjnego, będzie szybkie zestrzelenie sokoła i może coś się wyjaśni. Na razie taka mała niespodzianka, żeby nie było, że moja kochana Fay nigdy nie obrywa. Nie chciałam jej tego robić, ale nawet ona może mieć gorszy dzień i chyba najzwyczajniej w świecie jej się nie chciało. Możecie być jednak spokojne za bardzo jej nie skrzywdzę. Chyba nawet bym nie potrafiła.
Pozdrawiam ;)