Działamy pod wpływem chwili, impulsu. Pozwalamy aby emocje wzięły nad nami górę, broniąc swojego zdania czy urażonej dumy. Chcemy za wszelką cenę pokazać, że prawda jest zupełnie inna. Za wszelką cenę udowodnić innym, że racja jest po naszej stronie a my jesteśmy przecież królami życia. Nawet, jeśli dosłownie kilka dni wcześniej ktoś jednoznacznie pokazał nam, że jest zupełnie, inaczej. Jeden moment wystarczył, aby zburzyć nasz staranie budowany przez lata wizerunek. Długo udawało nam się ukrywać pod zasłoną wymyślonej przez nas osobowości, chroniąc siebie i swoje słabości przed brutalnym światem. To oczywiste, że, kiedy komuś udało się odkryć nasze prawdziwe oblicze chcemy zrobić wszystko aby się odegrać. Pokazać swoją prawdziwą siłę. Chyba nie do końca zauważając, że po raz kolejny uciekamy w nową formę. Choć teraz najważniejsze jest dla nas pokazanie światu, że my również potrafimy zajść komuś za skórę. Oko za oko, ząb za ząb. Nawet, jeśli to będzie tylko drobne zadrapanie, w porównaniu do tamtej rany, która prawdopodobnie już nigdy się nie zagoi.
Wzdycham cicho, naciskając na dzwonek i czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. Na razie muszę się powstrzymać przed tą samowolką, do której się ostatnio przyzwyczaiłam. Teraz nie mogę sobie na to pozwolić, wiedząc, że mogę wpaść na Polly. Oczywiście mało obchodzi mnie jej zdanie i te 'groźne' spojrzenia, których najwyraźniej uczyła się cały weekend. Nie chcę jednak aby Thomas miał przeze mnie jakieś problemy i musiał znowu tłumaczyć jej, że między nami nic nie ma. Swoją drogą, to naprawdę śmieszna sprawa. W końcu, gdyby była pewna jego uczuć i swojej pozycji, nie zwróciłaby na mnie najmniejszej uwagi. Szczególnie, że ja nie robię dosłownie nic co mogłoby jej zagrozić. Nawet mój boski plan pozbycia się jej, nie ma nic wspólnego ze zdobyciem Thomasa. Nie chcę zająć jej miejsca i nie marzę o tym aby budzić się przy, nim codziennie rano, szepcząc mu do ucha jakieś czułe słówka. Tylko, że ona naprawdę chyba nie potrafi tego dostrzec i nadal robi wszystko aby odsunąć mnie od niego. Przy okazji najbardziej szkodząc sobie i ułatwiając mi przy tym zadanie. Śmiać mi się chcę, gdy o tym myślę. Uśmiecham się uroczo, kiedy to właśnie moja ulubiona Polly otwiera mi drzwi. Mrużąc przy okazji te swoje słodkie oczka i siląc się na stanowczy wyraz twarzy. Ja również zbieram się na odwagę, wpatrując się w nią uważnie. Zaczynam nawet zastanawiać się co w niej takiego jest, że Thomas zwrócił na nią uwagę. Chociaż może lubi takie pospolite dziewczyny, które w gruncie rzeczy łatwo można zdominować.
-Thomasa nie ma-odzywa się po chwili, opierając się o framugę drzwi. Szkoda, tylko że sam poprosił mnie o spotkanie i jestem pewna, że dosłownie przed chwilą słyszałam jego głos. Unoszę, więc prawą brew do góry, nie odrywając od niej wzroku. Ta dziewczyna naprawdę się stara, ale jej sposoby wołają o pomstę do nieba. Chociaż robi postępy i, kto wie, a może niedługo naprawdę będzie z niej jakiś pożytek i przysporzy nam dużo rozrywki. Uśmiecham się nawet do niej przyjaźnie, zapewne mieszając jej tym w głowie. Widzę jej zdezorientowane spojrzenie i wiem, że nie ma zielonego pojęcia co się dzieje w okół jej i czego może się po mnie spodziewać.
-Fay?-zza jej pleców rozlega się głos Thomasa, który już po chwili staje obok swojej dziewczyny. Biedna Polly szybko się z nim żegna, tłumacząc się jakąś nagłą sprawą zawodową.-Ciesze się, że jesteś.
Uśmiecham się pod nosem, wchodząc za nim do domu i zamykając za nami drzwi. Nie powiem, że nie jest mi miło. Normalnie raczej nikt nie mówi mi takich rzeczy, a ludzie raczej przede mną uciekając. Tak jakby mieli stracić głowę przez jeden, nieodpowiedni gest albo słowo. Nie przesadzajmy, ręka w zupełności wystarczy. Nawet lewa, jeśli ktoś poprosi. Nie przesadzajmy, nie jestem aż tak zła i niedobra jak może się wydawać. Ludzie w swoim życiu obierają różne drogi i robią wszystko aby zapewnić sobie szczęście. Dlaczego ja miałabym się przed tym bronić i udawać, że jestem kimś zupełnie innym. Poza tym zło i dobro to tylko pojęcia względne, zależne od punktu widzenia poszczególnych osób. Oboje wchodzimy do salonu, gdzie na stoliku czeka już na mnie dzbanek soku grejpfrutowego. Uśmiecham się do Thomasa z wdzięcznością, nalewając go sobie do szklanki i od razu opróżniając całą jej zawartość. Zdecydowanie tego potrzebowałam. Verma śmieje się, że już niedługo będę wypijała z wejścia cały dzbanek i będzie musiał kupować od razu cały karton, żeby wystarczyło mi go, chociaż na pięć minut. W odpowiedzi uśmiecham się tylko, wyciągając z kieszeni małą kartkę. Podaje mu ją, opierając się wygodnie na oparci kanapy. Jest zdezorientowany i chyba właśnie tego się spodziewałam. Nie pomyślał nawet, że w końcu mogłabym przekazać mu jakiś szczegół. Coś, co pozwoli nam doprowadzić całą sprawę do końca. Zastanawiam się, co mogę mu powiedzieć i jak wytłumaczyć, ale nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem, jak wyjaśnić mu wszystko , co dzieje się w okół niego.
-Prawdopodobnie to oni zabili twoją byłą dziewczynę-wyznaje cicho, za wszelką cenę unikając jego wzroku.-Namierzyłam ich, a w przeciągu tygodnia postaram się ich sprowadzić do Londynu i załatwić całą sprawę.
-Powinniśmy zawiadomić policję-stwierdza, a ja nie mogę powstrzymać się przed ironicznym uśmiechem. Nawet sobie nie wyobrażam, aby jakiekolwiek służby mogły brać w tym udział. Byłabym, wtedy skończona i Navid też. Oboje stracilibyśmy wszystko, o co nieustanie walczymy przez ostatnie lata.
-Nie możemy. Oni w niczym nam nie pomogą, a jedynie mogą zaszkodzić.-odpowiadam ostro i chyba za bardzo. Thomas jest zdziwiony moim nagłym atakiem, a mi zaczynam czuć się głupio. Nie powinnam, aż tak ponosić się emocją. Tym bardziej, że wszystko jest już tak blisko i wystarczy ten ostatni krok.-Muszę załatwić to wszystko sama. Pozwól mi na to.
-Znasz ich?
-Wszystko Ci powiem. Obiecuje, że kiedyś odpowiem na każde pytanie, ale dzisiaj jest za wcześnie. Nie jestem jeszcze na to gotowa.-Przyznaje szczerze, podnosząc się z kanapy i podchodząc do niego. Ściskam mocno jego ramie, po raz ostatni prosząc go o zaufanie. Wiem, że to w moim przypadku wiele, ale poradzi sobie. To silny facet, który na pewno przechodził przez większe kryzysy. Wierze w niego i naprawdę nie chce go skrzywdzić. Nie zamierzam jednak ukrywać, że Thomas jest przepustką do mojego wymarzonego życia. Moja jedyną szansą, którą zamierzam wykorzystać. Teraz zostawiam go samego i pozwalam aby przetrawił wszystko sam. Zdecydował, czy warto być przy mnie czy lepiej walczyć zgodnie ze swoimi zasadami. Dla mnie policja zawsze będzie największym złem, ale przecież on w nich wierzy. Ufa, że mundurowi są w stanie obronić obywateli w chwili zagrożenia. Wiem, że moja prośba może okazać się ponad jego siły. Przecież w takich chwilach staje się jasne, że to co zamierzam zrobić będzie równoznaczne ze złamaniem prawa. Wtedy to ja zajmę miejsce morderców jego dziewczyny i będę tą złą. Oczywiście dla Thomasa. On jedyny nadal wierzy, że posiadam jakiś system wartości i granice, której nie jestem w stanie przekroczyć. To niezbyt mądre, ale nie chcę aby zmienił zdanie na mój temat. Przynajmniej nie teraz, kiedy będziemy musieli utrzymywać kontakt przez jakiś czas. Później wszystko może potoczyć się jak chce, ale to naprawdę miłe kiedy ktoś w Ciebie wierzy. Pewnie dlatego to wszystko znacznie się przedłuża i Navid ma całkowitą rację twierdząc, że za bardzo przejmuje się kapitanem Arsenalu. Staram się obmyślić wszystko tak aby, jak najmniej go to dotknęło. Może zupełnie niepotrzebnie i zapewne, gdyby nie to, oboje bylibyśmy już wolni. Tylko, że to jest ten jedyny raz, kiedy naprawdę nie potrafię inaczej. Thomas jest jedyną osobą na naszej drodze, którą muszę chronić za wszelką cenę i nie pozwolę aby ktoś go skrzywdził. To naprawdę trudne, ale przecież to nie jest jego wina, że nieświadomie znalazł się w samym środku naszej rozgrywki. Wychodząc z jego domu od razu kieruję się w stronę bocznej, wąskiej uliczki. Nie chcę dzisiaj zrobić czegoś głupiego a wśród masy ludzi byłoby to możliwe. Zdecydowanie wolę trzymać się z daleka i przy okazji przemyśleć kilka spraw. Ostatnie wydarzenia udowodniły mi jedynie, że wszystko idzie zgodnie z planem. Nasze pojawienie się w Londynie odbiło się dużym echem wśród elit prowadzących ciemne interesy. Zapewne, zastanawiają się teraz co mamy w planach i czy to właśnie im zamierzamy zaszkodzić. Zaczynają się ich nerwowe ruchy, ale to dopiero początek. Uśmiecham się promiennie, kiedy na skrzyżowaniu bocznych uliczek staje nasz wczorajszy gość. Podpierający się na kulach i wyraźnie blady wywołuje u mnie atak histerycznego śmiechu. Nie wiedziałam, że taka mała ranka może doprowadzić go do takiego stanu. Może, gdybym nieco bardziej się przyłożyła to dzisiaj w ogóle byśmy się nie spotkali.
-Wiedziałam, że się tutaj spotkamy.-Rzucam lekko, opierając się o ścianę jednego z bocznych budynków. Spodziewałam się, że prędzej czy później zacznie nasz szukać, ale nie będzie na tyle odważny aby uderzyć w miejscu, w którym mogliby być jacyś postronni. Typowy tchórz i wcale nie dziwi mnie, gdy pojawia się koło niego banda jego mięśniaków. Nie reaguję też, słysząc za sobą kroki zapewne jednego z nich. Jestem zbyt zmęczona tymi podchodami aby bawić się w jakieś bitki. Pozwalam, im wygrać i widzę jak wielkie wrażenie to na nim robi. Najwyraźniej nie przewidział sytuacji, w której nie będę stawiała żadnego oporu. Wtedy wszyscy mogliby rzucić się na mnie żeby pokazać mi, kto tu rządzi. Tylko, że ja nie mam najmniejszej ochoty na jakieś bezmyślne ataki. Tym bardziej, że zwykły nóż może tym razem nie wystarczyć. Zresztą, po co mam się wysilać skoro oni nawet nie potrafią załatwić sprawy jak trzeba.
-Tchórz. Zwykły tchórz i życiowy nieudacznik-wymrukuje, czując silne uderzenie w okolicy potylicy. Nogi się pode mną uginają i osuwam się wolno po ścianie budynku.
-
Trochę, inaczej miało to wyjść, ale niestety nie wyszło. Powoli zbliżamy się do punktu kulminacyjnego, będzie szybkie zestrzelenie sokoła i może coś się wyjaśni. Na razie taka mała niespodzianka, żeby nie było, że moja kochana Fay nigdy nie obrywa. Nie chciałam jej tego robić, ale nawet ona może mieć gorszy dzień i chyba najzwyczajniej w świecie jej się nie chciało. Możecie być jednak spokojne za bardzo jej nie skrzywdzę. Chyba nawet bym nie potrafiła.
Pozdrawiam ;)
Jak ja cierpię, kiedy widzę jak Fay rani Thomasa ;C
OdpowiedzUsuńAle z tej Polly to też nie jest grzeczna dziewczynka. Rozumiem, że może być zazdrosna o swojego Vermaelena, ale żeby od razu kłamać, że go nie ma w domu?
W swoim podsumowaniu zawsze piszesz co może pojawić się w kolejnych odcinkach. A ja jak zwykle zaczynam się robić niecierpliwa, bo chcę już znać tą dalszą część xd
Także dodawaj szybciutko dziesiątkę!
Pozdrawiam ;**
Ułaaa no i się nasza Fay w końcu "doczekała". Prędzej czy później było pewne, że również i ona padnie ofiarą czyjeś przemocy i jak widać długo na to nie trzeba było czekać. Nikt nie jest herosem i nie jest odporny na ból. A Polly zaczyna mnie coraz bardziej śmieszyć. Teraz przeszła samą siebie - to jej: "Thomasa nie ma". Jestem niezwykle ciekawa jak to dalej rozegrasz moja Droga, tak więc do szybkiego następnego :*
OdpowiedzUsuńPewnie jestem jedyną osobą, która ucieszyła się, że Fay wreszcie dostała za swoje. Należało jej się to i bardzo, bardzo mnie to cieszy :) Czekam na nowość!
OdpowiedzUsuńPolly pokazuje pazurki, coś mi się zdaje że jeszcze może odegrać tutaj jakaś ważną rolę. Fay dała Thomasowi mały kasek i nic więcej, jednak jestem pewna ze on jej posłucha i nie ruszy z tą sprawą na policję i pozwoli tak jak prosiła by to ona to rozegrała. Mam nadzieję że Fay zbyt mocno nie pokiereszują bo za bardzo ją lubię. Czasami nie stawianie oporu też może wyjść na dobre bo to jak widać dla tych mięśniaków był element zaskoczenia
OdpowiedzUsuńJa pierdzielę, ale mnie Polly irytuje... Wredna, pusta franca. W sumie szkoda mi Fay, ale jej się przecież nic nie stanie, prawda? No mam nadzieję, że nie, bo ją baaaardzo polubiłam :]
OdpowiedzUsuń