Bliscy nam ludzie zawsze mają wpływ na nasze zachowanie. Nawet, jeśli tak bardzo bronimy się przed przyznaniem do tego przed sobą i innymi. Podejmując jednak każdą z decyzji, zastanawiamy się dwa razy czy aby nie sprawimy ważnej nam osobie przykrości. Zależy nam na jej szczęściu, dlatego czasem jesteśmy gotowi na wielkie poświecenia. Rezygnujemy z siebie i własnych decyzji, aby całkowicie się podporządkować czyjeś woli. Z czasem przestajemy to dostrzegać, mimowolnie przyjmując to , co ktoś dla nas przygotował. Zapominając przy tym o sobie i własnych potrzebach, które czasem bywają sprzeczne. Czasem bezpieczniej jest uniknąć sporów, nawet, jeśli oznacza to rezygnację z naszych największych marzeń. Nie oszukujmy się, chcemy być przebojowi i zawsze stawiać na swoim, ale tak często brakuje nam sił aby sprzeciwić się bliskiej nam osobie. Nie dostrzegając, że z każdym dniem zmieniamy się coraz bardziej. Przejmujemy czyjeś cechy i sposób myślenia aby jak najbardziej się do kogoś zbliżyć. Wydawać, by się mogło, że to idealne wyjście w sytuacji, gdy tak bardzo nam na kimś zależy. Gdy nie wyobrażamy sobie bez kogoś życia, nawet, jeśli to nie jest prawdziwe uczucie, lecz jedynie iluzja. Nasze wyobrażenie o czymś, co zawsze chcielibyśmy mieć. Wygodnie jest żyć marzeniami, bezpiecznie i pewnie. Nawet, gdy któregoś dnia to wszystko się kończy.
Wchodzę cicho do naszego domu, zamykając za sobą drzwi na wszystkie zamki. Dziwny nawyk z dzieciństwa, choć teraz już wiem, że gdy ktoś chce wejść do środka, nie stanowią one żadnej przeszkody. Czasami paradoksalnie wręcz ułatwiają pracę. Szczególnie te tanie, które można kupić w większości sklepów budowlanych i, które tak chętnie kupują masy ludzi, chcąc się zabezpieczyć przed złodziejami. Próbując zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa i pewności w własnych czterech ścianach. Kto, by zresztą nie chciał. Nie ma, bowiem niczego piękniejszego od pewności, że budynek, w którym żyjemy jest naszą oazą. Miejscem, do którego wejścia jesteśmy strażnikami i nikt nie chciany nie zburzy naszego spokoju. Wszystko to brzmi jednak zbyt idyllicznie aby mogło być prawdziwe. Już podczas zdejmowania butów w przedpokoju czuję, że coś jest nie tak. Dość charakterystyczny i mocno zapach rozchodzący się po pomieszczeni sprawia, że moje usta wykrzywiają się w grymasie. Niechętnie kieruje swe kroki w stronę salonu, stając niemal od razu w progu pomieszczenia. Dwóch mężczyzn leżących na samym środku, w tym jeden w ramie byłego już szklanego stołu to nie jest widok o jakim marzy każda kobieta po powrocie do domu. Tym bardziej, że ten mebel był jednym z moich ulubionych. Sprowadzany specjalnie z Bułgarii i idealnie dopasowany do wystroju całego parteru. Nie muszę chyba nawet wspominać o plamach krwi na kremowym, puchowym dywanie. Szlak mnie chyba zaraz trafi. Siadając na brzegu kanapy, chwytam za włosy jednego z mężczyzn i podnoszę delikatnie jego głowę do góry. Wygląda na dość młodego, a może raczej wyglądał. Wątpię, bowiem aby mógł normalnie wstać i odejść, mając kawałek szkła wbity w dokładnie środek czoła. W gruncie rzeczy wygląda dość śmiesznie i może tylko ten bałagan panujący w salonie, skutecznie powstrzymuje mnie przed wybuchem panicznego śmiechu. Nie wiem, kto ma zamiar to posprzątać, ale na pewno nie będę to ja. Słysząc jakieś dziwne odgłosy dochodzące z kuchni, puszczam szybko głowę mężczyzny, zrywając się jednocześnie z kanapy. Jeśli tam też zobaczę taki bałagan, to liczba ciał powiększy się co najmniej o jedno. Co prawda, to większy kłopot z usunięciem ich, ale taka demolka mojego domu wymaga ofiar. Wypuszczając głośno powietrze, już na samym wejściu potykam się o przewrócone krzesło. Widząc Navida niemal przygniecionego do blatu kuchennego i robiącego uniki na wszystkie strony przed ostrzem noża, trzymanego przez jakiegoś gówniarza mam ochotę wyjść. Narobił bałaganu to niech teraz ma za swoje. Jego interesy wcale mnie nie interesują, tak samo, jak porachunki między, nim a jakimiś frajerami. Przez chwilę przypatruje, im się, zastanawiając się, jak to się dalej rozwinie. Mija jednak pięć minut, podczas, których niewiele się zmienia i poza kilkoma ruchami, które miałyby wybadać przeciwnika nie wiele się dzieje. Nie wiele myśląc chwytam naszego gościa za ramiona, podsuwając mu krzesło i sadzając go na, nim. Wyciągam mu też szybko nóż z ręki, wyrzucając go gdzieś za siebie. Sama, natomiast nie zdejmuje mu rąk z jego ramion, zaczynam stosować na, nim mój ulubiony masaż. Może w nieco mocniejszej formie, wbijając mu z całej siły paznokcie w skórę. Niech i on odczuje na sobie moją złość. Choć i tak jestem dla niego nadzwyczaj łagodna, biorąc pod uwagę rosnącą irytację.
-Przepraszam pana bardzo za niego, ale oboje nie przepadamy za niezapowiedzianymi wizytami. Bardzo się wtedy denerwujemy.- uśmiechając się serdecznie do mojego partnera, kieruje swoje dłonie nieco wyżej. Zaciskam je dość mocno w okół szyi naszego towarzysza. On, natomiast wydaje się być wystarczająco zaskoczony aby okazać jakikolwiek opór. Zresztą nawet, gdyby spróbował, nie skończyłoby się to dla niego dobrze. Teraz zresztą też się tak nie będzie.-Powinien pan wiedzieć, że każdy potrzebuje chwili prywatności.
Liczę pod nosem do trzech, by jednym ruchem przekręcić z całej siły jego głowę w prawą stronę. Chwilową ciszę przerywa jego krzyk i piękny dźwięk łamanych kości. Uśmiechając się z zadowoleniem, spycham go z krzesła. Niechętnie patrząc jak bezwładnie opada na zimne kafelki. Ignoruje również rozbawione spojrzenie Navida, odpychając go od siebie. Niech sobie nie myśli, że tak po prostu dam się przeprosić. To przez muszę pożegnać się z moim ukochanym stołem a i sprawa dywanu jest wciąż otwarta. Nie mam pojęcia czym można, by było sprać plamy krwi. Zresztą tak naprawdę to nie moja sprawa. Ja chce mieć tylko porządek w domu.
-Ty się tak nie ciesz, bo nie masz z czego-warczę na niego, kierując w jego stronę ostrze mojego ukochanego noża.-Nie masz powodu do dumy. Nie dość, że rozwaliliście mój stół to jeszcze dywan jest cały we krwi. Nie wiem jak to zamierzasz go wyczyścić, ale mało mnie to obchodzi. Masz czas do jutra.
Naprawdę cholera mnie trafia, gdy widzę tą jego roześmianą twarz. Nie mam zielonego pojęcia z czego można się cieszyć, mając taki bałagan w domu. Przecież on jako wielki pedant powinien zwracać uwagę na estetykę swojej pracy. Tym bardziej, że jeszcze niedawno mówiliśmy o tym, że sprawy zawodowe nie mają wstępu do tego budynku. Wzdychając pod nosem, wchodzę po schodach na górę, kierując się do naszej sypialni. Zamykam za sobą drzwi na zamek, aby zabezpieczyć się w tej chwili przed jego towarzystwem. Po ciężkim dniu chce mieć, chociaż trochę wolnego czasu. Rzucam się, więc na łóżko, zakupując się w miękkiej pościeli. Zdecydowanie to było coś, czego potrzebowałam. Chwila odpoczynku i spokoju po ciężkim dniu jest dla mnie spełnieniem wszystkich marzeń. Tutaj mogę odciąć się od tego wszystkiego i nabrać dystansu, do wszystkich wydarzeń. Na pewno nie jest tak, że niczym się nie przejmuje. Każdego dnia budzę się z myślą, że to może być właśnie dziś. Ktoś nas wyda i skończymy za kratkami więzienia, chociaż to nie wydaje się być najgorszym wyjściem. Jest wiele gorszych konsekwencji, o których wolę nawet nie myśleć. Skutecznie odrzucam od siebie wszystkie te myśli, skupiając się na tym co przyjemne. Wszystko do tej pory idzie zgodnie z planem i i, jeśli będzie tak dalej, moje największe marzenie się spełni. Kolejny raz dostanę to czego chcę i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Tak, to zdecydowanie jeden z najlepszych dni w moim życiu.
-
Pokochałam to opowiadanie, wiecie? Co prawda to dopiero początek i jeszcze muszę nad tym wszystkim popracować ale czuje, że to jest co czego mi brakowało do tej pory. Rozlew krwi, brutalność i tym podobne. W tym czuje się najlepiej i pisanie o tym sprawia mi teraz największą przyjemność. Mam tylko nadzieje, że tak już będzie do końca. A jeśli chodzi o Thomasa to pojawi się w następnym odcinku i co nieco się wyjaśni. Chociaż prawdziwych zamierzeń mojej kochanej Fayrouz nie poznacie tak szybko. Wszystko wyjaśni się z czasem.
Pozdrawiam.
Wiem że się powtórzę, ale uwielbiam twój styl pisania, jest taki wyjątkowy :))) Nie wiem czemu ale zawsze w takich tego typu scenach zawsze rozbawi mnie pedantyzm bohaterów, to nie ważne że maja w domu trupa czy dwa, a że jest że w tym przypadku dywan może już nie wrócić do stany sprzed wydarzeń i to jest najważniejsza kwestią, kocham coś takiego
OdpowiedzUsuńFlavio ( mam nadzieję, że dobrze odmieniłam ) kochana, czy ja Ci już mówiłam, że uwielbiam Twoje historię z takim właśnie dreszczykiem emocji w tle? Twoje opisy są tak realistyczne, ze niemal czuję się jakbym widziała wszystko z perspektywy 10 metrów. I jeszcze fabuła - zdecydowanie moje klimaty. A te reakcja na krew na dywanie - mistrzowska!
OdpowiedzUsuńPo prostu jesteś Wielka! :)
A ja się nie dziwię, że Ty pokochałaś to opowiadanie. Kochana, przecież Ty jesteś w swoim żywiole. Dlatego to Ci wychodzi tak dobrze, a ja z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki.
OdpowiedzUsuńWidać, że nasza bohaterka jest pewna siebie, a końcowe zdania tylko mnie w tym utwierdziły. Ona po prostu dostaje to czego chce nie cofnie się przed niczym, aby swój cel osiągnąć. Jest pewna siebie. Tylko, że ta pewność ciebie czasami może ją zgubić i co wtedy? Czasami lepie się dwa razy nad czymś zastanowić.
A co jeśli w spełnieniu jej marzenie ktoś jej właśnie przeszkodzi?
Pozdrawiam :*
Szczerze mówiąc, to przy czytaniu tego rozdziału miałam dreszcze.. Rozbity stolik, krew na dywanie i ta sytuacja w kuchni.. Przeraża mnie to wszystko, ale równocześnie bardzo podoba.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że jednak ktoś nie pozwoli spełnić jej marzenia które, mam nadzieje, niedługo poznamy.
Czekam na nowość :)
Hej, świetne to jest! Lubię tą brutalność, rozlew krwi... i w ogóle! Ciekawa jestem, jak będzie wyglądało jej spotkanie z Thomasem... :D
OdpowiedzUsuń