poniedziałek, 17 grudnia 2012

Trzy

Bezinteresowna pomoc, to hasło tak ładnie brzmi. Szczególnie, gdy większości przypadków nie jest niczym więcej od rzucanych, pustych słów z, byle okazji. Chcemy się pokazać z jak najlepszej strony, udowodnić naszą wspaniałą bezinteresowność. W końcu lubimy pomagać innym, udając przy okazji, że nie oczekujemy niczego w zamian. Czerpiemy przyjemność, gdy ktoś zaczyna nas chwalić i wysławiać przed innymi. Zapewne, nie ma w tym nic złego, poza tym, że na to właśnie czekamy. Zawsze tylko czekamy na tą chwilę aż ktoś nam podziękuje bądź opowie o nas znajomym. Pokaże nas w dobrym świetle i sprawi, że inni będą patrzyli na nas z podziwem. Oszukujemy innych, a przede wszystkim siebie. Nasza bezinteresowność to największy żart w naszym życiu. Dlaczego, więc ludzie z taką odradzą przyjmują naszą szczerość. Pomoc zawsze nią będzie, niezależnie od tego czy będziemy wprost mówić o potrzebie jej odwzajemnienia, czy cicho czekać z nadzieją, że ktoś się w końcu domyśli. Nie ma nic złego w mówieniu o tym, że oczekujemy czegoś w zamian. Nie oszukujemy, a, mimo to jesteśmy gorsi tylko dlatego , że mówimy coś, na co inni nie mają odwagi.
 

Uśmiecham się pod nosem, mijając wolno kolejne ulice Londynu. Miasto całkowicie różniące się od Paryża, a przez to posiadające własną magię. Powoli zakochuje się w tym miejscu, choć wiem, że to tylko ulotne uczucie. Krótkie i nic nie znaczące jak wszystkie inne, budzące się we mnie raz na jakiś czas. Będące ostatnim przejawem mojego człowieczeństwa. Uśmiecham się, bo zaczyna mnie to śmieszyć. Bawi mnie moje przywiązanie do tych ulic, porannych korków, flegmatycznych Anglików i brzydkich Angielek. To wszystko wydaje się zbyt odrzucające, abym mogła naprawdę polubić to miasto. Zdecydowanie to tylko iluzja. Wystarczy kilka dni, abym szczerze znienawidziła to miejsce i tych ludzi, którzy teraz przyglądają mi się z zaciekawieniem. Nie pasuje tutaj i nie zamierzam nawet tego zmieniać. Dla nich jestem obca, co jeszcze podkreślam, wzbudzając w nich zainteresowanie. Tylko, że dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia. Nie zwracam na nich uwagi, kierując się pewnie do swojego celu. Zaczynam się nawet śmiać, kiedy jakaś kobieta z popłochem usuwa się na bok, bojąc się najwyraźniej wejść mi w drogę. Jak, gdyby czuła co może ją spotkać, gdyby spróbowała mnie powstrzymać. Strach wydaje się w tej chwili wskaźnikiem siły. Nawet, jeśli to tylko moje wrażenie i największe marzenie, które wydaje się spełniać. Okupione przy tym latami cierpienia i bólu, które musiałam znosić aby znaleźć się właśnie w tym miejscu. Poświęciłam wszystko aby stać się osobą, którą właśnie teraz jestem. Pytanie czy było warto i czy siła, która jest we mnie istnieje naprawdę. Może to tylko wrażenie. Myśl, którą powtarzałam sobie wystarczająco długo aby całkowicie w nią uwierzyć. Szybko jednak odpycham to wszystko do siebie, wsuwając dłonie w głębokie kieszenie czarnego płaszcza. Skręcam w wąską uliczkę, wiedząc, że jestem coraz bliżej. Jeszcze tylko kilka kroków i będę na miejscu. Teraz tylko ode mnie zależy jak to się dalej potoczy i czy będę w stanie spełnić kolejny punkt swojego planu. Zaciskam mocno wargi, widząc na wprost siebie szereg jednorodzinnych domków z pięknymi ogrodami. Należących zapewne do jakiś patetycznych rodzin, których członkowie codziennie rano zakładają swoje maski, by odegrać ten sam teatrzyk. Idealnych rodziców próbujących wychować swoje dzieci na prawych obywateli. Śmiać mi się chce, gdy myślę o głupocie tych ludzi. Nie spodziewałam się, tylko że wśród nich może mieszkać on. Do tej pory wydawało mi się, że jest zupełnie inny. Żyjący poza wszystkimi normami i pozostający przede wszystkim sobą. Byłam wręcz pewna, że on jako nieliczny nie nosi maski. Możliwe, że się przeliczyłam i to wszystko straci nagle sens. Sama myśl o tym wywołuje u mnie jakieś dziwne ukłucie w okolicach serca. Trudno jest mi znosić tą natrętną myśl i dziwny strach przed tym, że wszystkie moje starania mogą pójść na marne. Tym razem nie potrafię tak łatwo, odepchnąć tego od siebie. Mając pełną świadomość tego, że to wszystko właśnie może tak się skończyć. Jednak z każdym krokiem coraz bardziej zbliżam się do białej bramki, oznaczonej numerem znajdującej się na małej kartce, którą przez cały czas trzymam w dłoni. Tylko przez ułamek chwili mam ochotę zawrócić i przyjść tu jutro, ale jest już za późno. Stojąc przed jego drzwiami i naciskając delikatnie dzwonek mam wrażenie, że czas nagle staje. Dopiero teraz dostrzegam bezsens sytuacji, w której się znajduje. Jak wiele potrafię znieść, byle tylko spełnić swoją zachciankę. Wypuszczam głośno powietrze, gdy drzwi wejściowe budynku wolno się otwierają i staje w nich on. Przerażająco naturalny i nieco zaskoczony moim widokiem. Zupełnie nieświadomy, że właśnie w tym tkwi cała jego siła. Największa broń, której nie potrafi jeszcze użyć. Nie czuje się niczym zagrożony i jako jedyny wciąż potrafi być po prostu sobą. Jest idealny z wszystkimi swoimi wadami. Zachowuje się się dokładnie tak jak to sobie wyobrażałam, co paradoksalnie wywołuje u mnie dziwny podziw. Jest do bólu przewidywalny i otwarty, jak, gdyby zapomniał o tym co stało się niespełna dwa miesiące temu. Dwadzieścia osiem dni czekałam by ponownie go zobaczyć i sprawdzić jak sobie z tym wszystkim radzi. Nie spodziewając się, że całkowicie mnie to przerośnie i nagle zaczną pojawiać się wątpliwości. Może zbyt długo z tym czekałam i popełniłam błąd pozwalając aby doszedł do siebie. Chociaż, z drugiej strony, gdyby naprawdę ją kochał, gdyby naprawdę była ważna to wciąż ta sprawa kładłaby cień na jego życie. Nie pozwalałaby mu normalnie funkcjonować. Tymczasem trudno szukać w, nim smutku czy cierpienia. Gdyby byłoby to ktoś inny miałabym wątpliwości co do tego, zauważyłabym, choćby delikatne załamanie kącika ust. Jeden grymas, który pozwoliłby mi zobaczyć w tej postawię maskę. Tylko, że on nie jest jednym z wielu. Jest wyjątkowy, choć zapewne nieświadomy swojej siły. Wydaje się, że takie zachowanie jest normalne i nie potrafi inaczej. Stoi, więc oparty nonszalancko o framugę drzwi, przypatrując mi się uważnie i czekając cierpliwie aż w końcu wyjawię powód mojej wizyty. Nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że to komplikuje wszystko. Sprawia, że cały mój plan w ułamkach sekund ulega modyfikacji i wciąż nad, nim pracuje. Muszę podporządkować go jemu i już wiem, że będzie to trudniejsze niż mogłoby mi się na początku wydawać.
-Jestem tu, aby zaproponować Ci swoją pomoc-wbijam pewnie wzrok w jego oczy, wręczając mu małą kartkę. Nie chcę mówić i wiem, że słowa nie są w tym przypadku odpowiednim środkiem przekazu. Tutaj liczy się przede wszystkim wrażenie. Pierwsze chwile i uczucia jakie wywołało w, nim moje najście. Oczywiście nie zachwieje to jego spokoju i wcale się nie dziwie, gdy po prześledzeniu treści znajdującej się na owym kartoniku mierzy mnie uważnie wzrokiem, uśmiechając się pobłażliwie. Jestem dla niego zupełnie obca i pewnie sama myśl o tym, że jestem w stanie mu pomóc wydaje się zbyt groteskowa aby mogła być prawdziwa. Lekceważy mnie, czego chyba zresztą mogłam się spodziewać.
-Nie wydaje mi się abym jej potrzebował.-Harmonia. Cholerna harmonia. Jego głos, oczy i ten uśmiech. Lekko ironiczny, choć posiadający w sobie coś zupełnie odmiennego. Coś, czego nie jestem w stanie w tej chwili określić. Nie próbuje się nawet nad tym zastanawiać. Dla mnie jest to coś , co wykracza poza moje umiejętności. Szczerze przyznaje, że moja maska nie pozwala mi na tak szerokie okazywanie uczuć. Być może dlatego , że wcale ich w tej chwili nie posiadam. Jestem pod jego wrażeniem i nie zamierzam tego ukrywać, tylko że na tym się kończy. Nie mam ochoty rzucić się na niego, by poczuć smak jego miękkich ust, czy też zakończyć sprawę prawym sierpowym. Jego odmowa jest dla mnie tak oczywista, jak błękit nieba czy zieleń letnich traw. Nie wywołuje to u mnie żadnych uczuć czy naturalnych odruchów, co jest w tej chwili chyba moim największym zmartwieniem. Bałam się, że to on może skomplikować wszystko. Tymczasem problem tkwi we mnie. To wszystko jest tylko grą i zawsze nią będzie. Wszędzie istnieje granica, której nie wolno przekroczyć i najważniejsze jest aby umieć ją dostrzec. Zrozumieć jak daleko można się posunąć, a kiedy ustąpić dla dobra sprawy. Tylko to nie jest wcale takie proste, gdy te zasady przestają mieć dla nas znaczenie i, gdy zatracamy się we własnej sile. Wierząc uparcie, że nie ma na świecie człowieka, który mógłby się temu przeciwstawić. Tutaj pojawia się on. Nieświadomy wciągnięty w sam środek rozgrywki i ciągle pozostający sobą. Zupełnie bezbronny i otwarty na innych, choć, gdyby chciał mógłby zakończyć to już teraz. Wtedy nie miałabym już, po co wracać. Mimo to jedna furtka wciąż zostaje otwarta i on tylko czeka aż ją wykorzystam. Widzę to w jego oczach i wiem, że tylko czeka na mój kolejny krok, czekając na to, co jestem w stanie wymyślić. Potrzebuje jakiegoś impulsu, który na nowo pobudzi go do życia i wie, że jestem w stanie mu to zapewnić.
-Wiesz, gdzie mnie szukać-uśmiecham się pewnie. Zbliżam się do niego, by unieść delikatnie głowę i wbić wzrok w jego oczy. Nie zamierzam się tak łatwo poddawać, a już na pewno nie pozwolę uwierzyć mu w zwycięstwo. Skoro już raz coś postanowiłam doprowadzę całą sprawę do końca. W ułamku sekundy odwracam się na pięcie, kierując się w stronę ulicy. Kątem oka widzę jeszcze jego uśmiech i wiem, że już za kilka dni tutaj wrócę. Nie będzie potrafił znieść tej ciekawości, a ja będę tylko na to czekała.

-
Znowu jest wcześniej niż powinno i może to się kiedyś obróci przeciwko mnie, ale właśnie teraz tego potrzebuje. Aguś trafiłaś pod poprzednim odcinkiem w sendo, to jest mój żywioł. Klimat tego opowiadania płynie w mojej krwi i nic tak nie pobudza mnie ostatnio do życia jak to opowiadanie. Jeśli tylko tego nie schrzanię, to będzie dobrze.  A jeśli chodzi o treść to może ktoś za jakiś czas domyśli się o co chodzi mojej ukochanej Fay, chociaż zobaczymy. Ona jest tak samo skomplikowana jak ja więc może być to trudne. Jest już jednak Thomas i wszystko zacznie się powoli rozkręcać.
Pozdrawiam.

6 komentarzy:

  1. Muszę powiedzieć, że mnie zaciekawiłaś. Nie mam pojęcia o jaką pomoc chodzi głównej bohaterce, ale już nie mogę się doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam, gdy pozostawiasz nas w niepewności, gdy nie do końca wiemy o co może chodzić. Uwielbiam Cię za to . Al dziś bardziej chce się odnieść do bezinteresowności i której wspomniałaś. Tak naprawdę bardzo często trudno jest nam wyczuć, czy ktoś nam pomaga, bo czegoś od nas będzie chciał w zamian czy może po prostu pomaga, bo lubi, bo chce i niczego w zamian nie oczekuje.
    Przepraszam, że mój komentarz jest taki beznadziejny, ale chyba nadal nie doszłam jeszcze do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. A już myślałam, że od razu się zgodzi, a tu bum!
    Mimo wszystko dobrze, że trzymasz nas w niepewności, bo to sprawia, że od razu się chce nowego odcinka! ;d
    Akcja powoli zaczyna się rozkręcać na dobre i już zacieram ręce na dalsze przygody naszych głównych bohaterów :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ajajaj teraz będe zachodzić w głowę jaką pomoc chciała zaoferować mu Fay, o co tu tak naprawdę chodzi, czy ona była zamieszana w jakiś sposób w stratę tej kobiety Thomasa? uwielbiam taki dreszczyk niepewności w jakim nas zostawiasz.
    Co do twojego wstępu, niemal każdy który nam pomaga niby bezinteresownie liczy na rewanż prędzej czy później, mało kto robi to bo tak chcę i nie oczekuje nic w zamian. Ja lubię pomagać czy mam z tego jakaś korzyść czy nie, niestety przekonałam się o jednym niektórzy ludzie nie pomogą nam nawet jeden raz gdy my sami potrzebujemy pomocy ale gdy pomoc jest im potrzebna przylecą w 5 minut i będą błagać by pomóc im jakoś rozwiązać sytuację

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz jak trzymać czytelnika w niesamowitym napięciu. Człowiek zastanawia się o co może chodzić, analizuje wszystko, przedstawia różne wersję wydarzeń, a mimo wszystko nadal nie może się domyśleć jaki jest główny sens postępowania Fay. Moim zdaniem w przeszłości coś musiało być na rzeczy, a jej "życie" w jakimś stopniu odbiło się na życiu Thomasa.

    Uwielbiam to, po prostu uwielbiam! Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się, to twój żywioł i to widać. Ta tajemniczość, sposób pisania, przemyślenia... Lubię, gdy ludzie się boją naszej niewinnej Fay! I się nie mogę doczekać jej kolejnych spotkań z Thomasem :>

    OdpowiedzUsuń