sobota, 26 stycznia 2013

Osiem

Dla naszych bliskich zawsze chcemy jak najlepiej i zawsze stajemy w ich obronie. Nawet, jeśli sami ściągają na siebie kłopoty. Czasami po prostu chcą nas sprawdzić, zobaczyć jak zareagujemy w danej sytuacji. Czy naprawdę nam zależy i czy jesteśmy w stanie zrobić wszystko aby udzielić bliskiej osobie pomocy. Jest to w jakimś rodzaju test, który na dobrą sprawę można oblać. Nieświadomie pokazać, że jednak nie jesteśmy tak zaangażowani w znajomość. W końcu nie każda osoba w naszym życiu zasługuje na naszą uwagę. Czasem utrzymujemy z kimś kontakt jedynie ze względu na wygodę niezależnie od tego jak brutalni jesteśmy. Bywa jednak , że w jednej chwili odkrywamy jak bardzo nam zależy. Jak wiele jesteśmy w stanie zrobić i jak wiele poświęcić aby pomóc. Sami jesteśmy zaskoczeni, ale przychodzi moment, w którym gotowi jesteśmy zaryzykować własne życie, aby tylko ocalić bliską nam osobę.
 
Pomysł spędzenia tego wieczoru w jednym z pobliskich klubów wydawał mi się na początku jednym z najgorszych na jaki ostatnio wpadł Navid. Trzeba przyznać, że to niezwykle trudna sztuka. Z wyjątkiem tego romantycznego wieczoru, który zaserwował mi z okazji którejś tam rocznicy. Tych męczarni nigdy nic nie przebije. Oczywiście chęci miał dobre, ale wykonanie pozostawię lepiej bez komentarza. Odruchowo zatykam uszy, kiedy brunet niemal na siłę wpycha mnie do zatłoczonego i głośnego pomieszczenia. Dłonie ciągle zaciska mocno na moich biodrach, nie pozwalając mi na ewentualny odwrót. Niezwykle zadowolony prowadzi mnie do wcześniej zarezerwowanego stolika i prawie pęka z tego powodu z dumy. Nie potrafię odebrać mu tej radości i staram się być miła. Nawet, kiedy przyciąga mnie bliżej do siebie i mocno wpija się w moje usta. Zupełnie tak samo, jak każdy samiec, który chce zaznaczyć swój teren przy innych osobnikach tego samego gatunku. Żeby nie było nawet najmniejszej wątpliwości, kto jest królem dżungli. Zaskakujące, że gdy kobieta zachowuje się w podobny sposób w otoczeniu innych od razu nazywa się to zazdrością. Nikt nie dopuszcza do siebie myśli, że samice też mogą 'zaznaczać teren'. Nigdy jednak nie zwracam na to większej uwagi i chyba dzisiaj w mojej głowie pojawiła się taka myśl. Zapewne, dlatego , że wcześniej nigdy nie dopuszczałam do takiej sytuacji. Jestem wręcz mistrzynią w trzymaniu na dystans jak na prawdziwą królową śniegu przystało. Czując wibrację, niechętnie wyjmuje telefon z kieszeni czarnych rurek. Uśmiecham się krzywo, odczytując wiadomość od Thomasa. Polly nie jest jednak taka zła na mnie, jak mogłoby się wydawać i w ogóle wszystko jest między nimi dobrze. Przez chwilę czuje jak, gdyby to była bezwartościowa wiedza bez, której moje życie straci sens. Dopiero później stwierdzam, że on naprawdę może tak uważać i naprawdę chce podzielić się ze mną tym co się teraz u niego dzieje. Powstrzymuje się, więc przed złośliwym komentarzem i odpisuje najbardziej neutralnie jak tylko potrafię. Silę się także na krótkie słowa przeprosić, po czym wsuwam telefon z powrotem do kieszeni.
-Za bardzo się z tym wszystkim cackasz. Wiem, że go polubiłaś i stał się dla Ciebie kimś ważnym, ale takim sposobem nigdy nie zakończymy tej sprawy.-Stwierdza Navid w pewnym momencie i wiem, że ma rację. Za bardzo się przejmuje i staram aby Thomas mimo wszystko nie ucierpiał, ale niestety przez to nasze plany niebezpiecznie się przeciągają. Jeszcze niedawno planowaliśmy, że za tydzień będziemy wylegiwać się na jakiejś gorącej plaży, ale wątpię aby było to możliwe.
-Nie chcę, żeby stała mu się krzywda i sam wiesz, że wszyscy na tym skorzystamy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to za jakiś czas będziemy wolni. Będziemy mogli spokojnie wrócić do domu i tylko na tym mi zależy. To jest dla mnie najważniejsze.-Odpieram spokojnie, dotykając czule jego policzka. Niezależnie od wszystkiego Navid zawsze jest, był i będzie kimś szczególnym. Nawet, jeśli nie znoszę tego dziwnego uczucia i mam ochotę go wypatroszyć niczym świątecznego kurczaka i podać rodzinie na obiad. Wtedy w końcu wszyscy, by padli, oszczędzając mi czasu i energii.
Mając dość tej rozmowy i obustronnej szczerości, wysuwam się z jego ramion, by pójść po coś mocniejszego do baru. Jeśli ten wieczór ma dalej tak wyglądać to naprawdę wolę zwierzać mu się pod wpływem. Przynajmniej rano nie będę nic pamiętała i nie zrobi mi się głupio przez jego znaczące spojrzenia. Wiem, że jutro właśnie to mnie czeka i on tak łatwo nie zapomni o tym co powiedziałam albo dopiero powiem. Niestety, ale skubany ma mocną głowę i szansa, że go upiję jest niemal minimalna. Szybciej on to zrobi, a później bezdusznie wykorzysta mając całkowitą pewność, że nie będę potrafiła mu się oprzeć. Cholera mnie kiedyś trafi przez niego, ale lubię to. Uśmiecham się, więc mimowolnie, chwytając swoje drinki i niemal w trybie natychmiastowym wracając do naszego stolika. Dzisiaj mogę pozwolić sobie na krótką chwilę słabości i wyjątkowo wcale mi to nie przeszkadza. Czuje wręcz, że potrzebuje tego i pozwoli mi to nabrać sił na dalsze dni. Dosłownie na ułamek sekundy przestaje poznawać siebie a moje myśli zaczynają krążyć w zupełnie innym kierunku i to jest właśnie znak. Ten moment, kiedy wyostrzają się wszystkie moje zmysły i wszystko wraca do poprzedniego porządku. Nie ma już miejsca na sentymenty, a moje nozdrza wypełnia przyjemny i znajomy zapach krwi. Rozglądam się uważnie, czując na sobie spojrzenia kilku par oczu. Może dla kogoś wyda się to przewrażliwieniem albo paranoją, ale widok kilku osiłków starających się wtopić w tłum skutecznie potwierdza moje przypuszczenia. Zaciskając mocno dłonie na szklankach, odpychając kilka par i torując sobie prostą drogę do naszego stolika. Uśmiecham się krzywo już z odległości kilku kroków zauważając na moim miejscu jakiegoś faceta w średnim wieku. Wyraźnie zdenerwowanego i żywo gestykulującego, a w końcu wymachującego też jakimś małym pistolecikiem, który koniecznie stara się ukryć. W końcu jednak przystawia go do głowy Naivda, co jedynie go śmieszy. Stając tuż obok nich, widzę ten ironiczny uśmiech na, którego widok krew mnie zalewa. Trzęsą mi się ręce i mam ochotę załapać gościa za kark, a później pozbyć się jego wnętrzności i zrobić wiatrak z tego co pozostanie. Ewentualnie jest też możliwość wsadzenia mu racy i wysadzenia go w powietrze, chroniąc się pod parasolem przed krwawym deszczem. Moja fantazja zaczyna mnie ponosić i czuje, że za chwilę mogę nie wytrzymać napięcia i zrobić coś nieodpowiedniego. Nie chcę, żeby cokolwiek stało się temu debilowi, nawet, jeśli ten mały pistolet przy jego głowie wygląda śmiesznie. Przede wszystkim jest typowo babski i nie wiem czy w ogóle można poważnie traktować faceta, który posługuje się takim gównem. Niewiele myśląc siadam obok niego, starając się odwrócić nieco jego uwagę od Navida. Prawą rękę wsuwam do tylnej kieszeni spodni, w celu wyciągnięcia z niej mojego kochanego scyzoryka. Ma naprawdę piękne ostrze i trochę szkoda go marnować na takiego frajera, ale innego wyjścia nie ma. Uśmiecham się przy tym łagodnie, zadając najgłupsze pytanie świata. Navid parka śmiechem , nie zważając na cudowną czerwień jaka zalewa policzki naszego 'agresora'.
-Twój facet mnie oszukał. Sprzedał mi trefny towar i albo odda mi kasę albo gorzko tego pożałuje.-Niemal do mnie krzyczy, co jeszcze tylko potęguje śmiech mojego debila. Po prostu uwielbiam kiedy się śmieje w tak pozornie beznadziejnych sytuacjach. On naprawdę ma to wszystko gdzieś i ja również powinnam. Tylko, że tym razem naprawdę się bałam. Jeszcze przed kilkoma minutami byłam pewna, że to coś poważnego. Wtedy nie wybaczyłabym sobie, gdyby włos spadł mu z głowy. Zresztą nadal tak jest, ale sprawa jest dużo łatwiejsza, bo ten gość to naprawdę jakaś ofiara losu. Typowy, skrzywdzony przez los facet, który bawi się w groźnego bandziora.
-Skoro oszukał to najwyraźniej miał ku temu powód-odpowiadam spokojnie, puszczając oczko do Navida. Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy i co on doskonale rozumie. Niemal natychmiast łapie za jego rękę, w której trzyma swoją 'broń' i pewnie doszłoby do szarpaniny. Obaj zaczęli, by się siłować, machać tym nieszczęsnym pistoletem i w końcu ktoś, by ucierpiał. Czyli typowy obrót sprawy. Tylko, że na szczęście jestem tam również ja. Wykorzystując jego chwilę nie uwagi z całej siły wbijam mój ukochany scyzoryk w jego udo. Tak głęboko jak się tylko da, przeciągając jeszcze nieco ostrze aby rana była jak największa. Uśmiecham się z satysfakcją, kiedy nas towarzysz niemal od razu chwyta się za nogę, a jego usta wyginają się w nieznośnym grymasie. Szybko chwytam swoją torebkę i ciągnę Navida w stronę tylnego wyjścia, rozglądając się uważnie dookoła. Jego ludzie zaczynają się nerwowo poruszać i widocznie czekają na polecenie od swojego pana i władcy. Typowe bezmózgi, które nie potrafią podjąć decyzji, gdy wymaga tego sytuacja. Dlatego też mamy kilkanaście sekund aby się ulotnić i zniknąć, im z oczu. Nie mam zamiaru męczyć się jeszcze z nimi i nadwyrężać mięśni, na co zresztą żaden z nich nie zasługuje. Jestem tak wściekła, że za chwilę chyba coś mnie rozniesie. Gdy tylko udaje nam się wyjść z klubu i skręcamy w jakąś ciemną uliczkę, z całej siły popycham Navida na jedną ze ścian budynku. Niewiele myśląc, chwytam go mocno za szyję, wpatrując się w delikatny grymas bólu na jego twarzy. Nie mogę uwierzyć, że dorosły i inteligentny facet może bawić się w coś takiego, przy okazji pakując nas w niezłe gówno. Gdybym teraz się go pozbyła, byłabym wolna. Miałabym wszystko, o czym marzę od kilku lat i, na czym mi zależy. Jeden ruch dzieli mnie od cudownie prostej przyszłości i chyba dlatego nie potrafię.
-Nienawidzę Cię-syczę, co kolejny raz dzisiejszego wieczora wywołuje u niego paniczny atak śmiechu. Czuję jak mocno obejmuje mnie w pasie, przyciągając mnie do siebie. Wpatruje się w jego oczy i widząc w nich ten charakterystyczny złowrogi blask, wiem, że jesteśmy tacy sami. Skazani na siebie, co jest zarówno naszym największym szczęściem jak i przekleństwem. Nie potrafimy żyć osobno, choć tak byłoby lepiej dla innych. Może, wtedy my również bylibyśmy innymi ludźmi. Tylko, że teraz jest już na to zdecydowanie za późno i dokonując wyboru musimy w, nim trwać. Całkowicie akceptując to kim się staliśmy, tworząc w sobie wzajemnie najgorsze z możliwych cech.
-
Powoli chyba zbliżamy się do połowy opowiadania. Wydaje mi się, że nie będę tego przeciągać nie wiadomo ile, ale na pewno będzie trochę dłużej niż ostatnio. Mogę wam tylko powiedzieć, że dzisiejszy tajemniczy gość niedługo znowu się pojawi i, wtedy może coś się wyjaśni. Na razie możecie dalej się zastanawiać i oceniać moją kochaną Fay i Navida. Aniołkami to oni nigdy nie będą i chyba musicie się z tym pogodzić, chociaż może coś ludzkiego z nich wydobędę. Zobaczymy jak to się dalej potoczy.
Pozdrawiam ; )

6 komentarzy:

  1. Z naszymi bliskimi jest tak, że oni czasami bardzo często nas wykorzystują, a my tego nie widzimy. Albo udajemy, że widzimy. Czasami trzeba mieć oczy dookoła głowy, aby nie zostać oszukanym. Fakt bliskim, rodzinie trzeba pomagać, ale tez nie możemy dać się za bardzo wciągnąć w ich sprawy, bo to może nas kosztować.
    Tak sobie myślę, że Navid to się chyba niczego nie boi. Wiele sytuacji potrafi obrócić w żart. Albo po prostu śmiać się z tego. Inny na jego miejscu umarłby ze strachu, a Navid po prostu się śmieje.
    To ja czekam aż tajemniczy on znowu się pojawi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Scena w barze była naprawdę straszna.. Widać, że ta dwójka nie boi się niczego, co zaczyna mnie przerażać. Nie rozumiem, jak można być takim człowiekiem.. Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja podziwiam Fayrouz!
    Ja na jej miejscu sama zbiegłabym z klubu, w obawie, że może mi się coś stać! Ma dziewczyna odwagę. Navid jest podobny do swojej towarzyszki, przyjmuje tą całą sytuację ze spokojem, a nawet z komicznym uśmiechem na twarzy, choć faktycznie to był zbyt błahy powód, by mu grozić. Taką sprawę można rozwiązać ze stoickim spokojem. Napisałaś, że ten facet jeszcze się pojawi i coś się wyjaśni, a ja znowu myślę nad rozwiązaniem tej zagadki xd
    Czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja ich lubię, to może wydać się dziwne bo oni są źli do szpiku kości, a jednak darzę ich sympatią, nie wiem chyba mnie fascynują, ich styl życia pewność siebie i to że zawsze potrafią wyjść bez szwanku z każdej sytuacji. To jak w klubie zachowali zimną krew, Navid nawet przez moment nie spanikował, jeszcze potrafił się odgryźć choćby tym śmiechem. Fay od razu przyszła mu na ratunek, oni do siebie pasują w tym swoim zepsuciu i całej tej otoczce którą stworzyli

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha, końcówka zmiotła mnie z powierzchni ziemi. Bo niby wcześniej jest tak lajtowo, nawet z tym gościem, który nie umie się wyposażyć w porządną broń, a potem taka chęć mordu, ach i och *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Twarda sztuka z tej naszej Fayrouz! Niejedna dziewczyna czy raczej młoda kobieta na jej miejscu po prostu by nie wytrzymała, a ona ma tak silny charakter, że w sumie można byłoby powiedzieć, że jej profesja sprawia jej niemało przyjemności. Navid jest identyczny.

    Przepraszam, ze dopiero teraz, ale ten tydzień na uczelni był koszmarny. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe ;)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń